Pozdrowienia z czerwonej strefy / 15.03.2020

Niedziela, 15.03.2020 – Zastanawiałam się czy to napisać i jak napisać… W piątek przed 18.00 otwieram okno by zobaczyć jak będzie wyglądał muzyczny flash mob na Zatybrzu. Zamarłam. Nadal miałam nadzieję, że to film o ataku kosmitów… Nie. Pod domem stały dwie karetki z zapalonymi, niebieskimi kogutami. Podjechały bardzo cicho, z wyłączonym sygnałem. Wysiadło z nich kilka osób w białych kombinezonach, wyciągnęli sprzęt i udali się do kamienicy po przeciwnej stronie. Minął może kwadrans i pacjenta w białym kombinezonie, z podłączonym respiratorem wsadzono do samochodu, a służby medyczne przeszły do drugiego. Karetki odjechały, po cichu, bez sygnału. Na ulicy zapanowało złowrogie milczenie. Ludzie stojący w kolejce do sklepów i ci, którzy wyglądali z okien mieli smutne, zmartwione twarze. Nikomu z nas nie chciało się śpiewać.

Jeszcze trzy tygodnie temu, kiedy w Codogno w Lombardii odkryto pierwszy przypadek Covid-19, myśleliśmy, że nas w Rzymie to nie dotyczy. Jeszcze tydzień temu, kiedy cała Lombardia stała się „czrwoną strefą”, myśleliśmy, że nas to nie dotyczy, że to się dzieje daleko i „kosmitów” będziemy oglądać tylko w telewizji. Jeszcze tydzień temu restauracje i bary były otwarte. Ludzie, choć mniej ufni i spokojni zajadali pastę i pizzę, pili wino, siedząc przy stolikach rozstawionych na ponad metr odległości. Turyści zwiedzali pustoszejący Rzym.

W piątek 13 marca do Rzymu przyleciał samolot z pomocą z Chin, wioząc na pokładzie kilka ton artykułów sanitarnych (maseczki, respiratory, leki) oraz 9 lekarzy specjalistów. Podczas konferencji prasowej w rzymskim szpitalu Spallanzani, chińscy lekarze nie zdejmowali maseczek, stali wyprostowani zachowując odległość jednego metra i nie dotykając niczego rękami. „Z tego, co mogliśmy zobaczyć, wciąż zbyt dużo ludzi na ulicach i trzeba poprawić niektóre normy zachowania. Jeszcze nie wszyscy noszą maseczki. Nie wszyscy noszą w sposób prawidłowy”. – przestrzegali.
Mają rację. Choć Rzym opustoszał, jeszcze wiele osób myśli, że co nie jest zabronione, jest dozwolone i wychodzi na joging, na spacer z torbą na zakupy, na dłuższą wycieczkę z psem… A maseczki? To oddzielny temat… Po prostu nie ma dla wszystkich.
Sytuacja epidemiologiczna w regionie Lacjum jest pod kontrolą jak na razie. 396 osób pozytywnych – z czego 118 w szpitalu i 25 na terapii intensywnej, 13 osób zmarło. Liczby pocieszające, ale specjaliści przestrzegają, że szczytu zakażeń trzeba spodziewać się w najbliższych dniach. Jeden z włoskich wirusologów, Francesco Menichetti, powiedział, że Covid-19 jest jak tsunami i że Włochy straciły zbyt wiele czasu, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa.

Powinniście zamknąć wszystko na 15 dni i nie wychodzić z domu – próbują przestrzegać Chińczycy z Genui. Oglądałam świadectwo Włocha, który wraz z rodziną spędził w izolacji w Wuhan 5 tygodni. Będzie ciężko – już myślę po trzech dniach. Nigdy nie siedziałam w areszcie domowym. Wszyscy na mojej ulicy spędzają dużo czasu patrząc przez okno. Sąsiedzi machają do siebie, uśmiechają się. Krzyczymy, żeby pogadać, ale nie słychać. „Tutto andrà bene” (Wszystko będzie dobrze) – powtarzam sobie z włoskim optymizmem. Nie ma innego wyjścia.

Czekam na codzienny raport włoskiej Obrony Cywilnej z 15 marca 2020 r.: 20.603 osób zarażonych wirusem Sars-CoV-2, spośród nich 1809 zmarło, a 2335 wyzdrowiało. We Włoszech odnotowano łącznie 24.747 przypadków z koronawirusem. W ciągu jednego dnia: +2853 nowych przypadków pozytywnych, +369 osób wyzdrowiało, +368 zmarło, +154 przebywa na terapii intensywnej. Wykonano 124.899 testów.
Sytuacja na Północy Włoch jest coraz bardziej dramatyczna. Przyszłe tygodnie mogą być jak wielka fala tsunami…

W mediach pojawia się zdjęcie papieża Franciszka idącego pustą, centralną ulicą miasta. Samotny papież w prawie pustym Rzymie. Prywatna pielgrzymka do kościoła San Marcello, gdzie znajduje się cudowny krucyfiks, który w 1522 r. był niesiony przez wszystkie dzielnice miasta by ustała Wielka Dżuma. Papież modlił się, by pandemia na świecie się skończyła.

Takich scen nie można sobie nawet wyobrazić…

OKRUCHY MURU

Berlin 2003. Nie ma lepszej pamiątki z Berlina, jak okruch Muru. Czasami patrzę na ten mały kawałek betonu, który leży u mnie na półce – przypomina raczej fragment zwykłej płyty chodnikowej, a nie relikt ideologii i historii.

Kupiłam go przed berlińskim uniwersytetem. Na stolikach księgarzy-antykwariuszy, którzy rozkładają się tutaj w pogodne dni wolne od pracy, wśród starych książek leżały zdjęcia z 1961 i 1989 roku, i okruchy muru. Sprzedawca zapewniał mnie, że są autentyczne. Uwierzyłam i kupiłam jeden.

Mur Berliński to system umocnień i zapór o długości 156 km, w którego skład wchodziły: mur betonowy, okopy, druty kolczaste, pole minowe i wieże strażnicze, oddzielający stolicę NRD – Berlin Wschodni – od Berlina Zachodniego, przynależącego do RFN. Został wybudowany w 1961 roku, przez komunistyczne władze NRD, w celu zahamowania fali uciekinierów z kraju.

Liczne próby przekraczania muru kończyły się śmiercią. Ilość ofiar do dziś jest sporna – szacuje się, że było ich co najmniej 136. Pomysłowość i determinacja uciekinierów, którym się powiodło, tworzyła legendę.

Mur Berliński był jednym z symboli zimnej wojny i podziału Niemiec. Jego burzenie, które trwało od 9 listopada 1989 roku, a zakończyło się oficjalnie 3 października 1990 roku, stało się symbolicznym aktem końca podziałów w Europie i jej zjednoczenia. Symbolem wolności bez granic…

 

Odwiedziłam również muzeum Haus am Checkpoint Charlie. „Od Gandhiego do Wałęsy” – głosił napis przy wejściu. Dwa piętra w kamienicy przy Friedrichstrase 43/44, zaraz obok słynnego przejścia do strefy amerykańskiej zwanego Checkpoint Charlie, na którym doszło do konfrontacji pomiędzy siłami bloków komunistycznego i kapitalistycznego. Rankiem, 13 sierpnia 1961 roku, mieszkańcy Berlina zobaczyli jak wyrósł mur „pierwszej generacji”, zrobiony w ciągu jednej nocy z zasieków i drutu kolczastego. Z czasem stał się blisko 50-kilometrowym murem z betonu, mierzącym 4 metry wysokości. Żelazna kurtyna oddzielającą Wschód od Zachodu z powodu zimnej wojny.

SHOP HISTORII. Wejście do Haus am Checkpoint Charlie wzbudziło we mnie mieszane uczucia. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to nie muzeum, lecz sklep z historią na sprzedaż. Do fasady, w celach reklamowych, przyklejono czerwoną, pięcioramienną gwiazdę, kawałki muru oraz szyldy pokazujące wielofunkcyjność przybytku: studio filmowe, wystawa, kawiarnia, sklep z pamiątkami. W środku, na ścianach – czarno-białe panele fotograficzne z krótkimi opisami w czterech językach oraz zaimprowizowane gabloty, a w nich przedmioty związane z Murem Berlińskim, i z rewolucją antykomunistyczną. Telewizory wyświetlały filmy dokumentalne. Można było obejrzeć, zjeść, wypić, kupić pamiątki: pocztówki, albumy, t-shirty (np.: pocałunek Breżniewa z Honeckerem), wideokasety, różne gadżety i oczywiście – oryginalne okruchy berlińskiego muru… Kręciło się dużo ludzi. Głównie młodzież, mówiąca w różnych językach – to pokolenie, dla którego 1989 był tak samo ważny, jak 1968 dla ich rodziców.

Kierunek dla zwiedzających wyznaczało olbrzymie zdjęcie Conrada Schumanna – żołnierza z NRD, który 15 sierpnia 1961 roku, przeskoczył zasieki dzielące Berlin na dwie części, stając się pierwszym, symbolicznym uciekinierem. Później, przed oczami zwiedzających przesuwały się na fotografiach twarze kolejnych zbiegów, którzy w latach 1961-89 próbowali pokonać mur oraz linię enerdowskich wartowników robiąc podkopy, konstruując urządzenia latające i pływające, przemycając się w specjalnie przerobionych samochodach, kufrach walizkach, głośnikach. Ucieczka „na drugą stronę” pochłonęła ponad setkę ofiar. Potrzebna była odwaga i dużo szczęścia, by pokonać żelazną kurtynę.

 

RELIKWIE WOLNOŚCI. Przedmioty uciekinierów spoczywają teraz w gablotach niczym relikwie. W jednej z sal zaparkowano stary samochód, który został wyposażony w blachy pancerne, by przejechać pod obstrzałem przez przejście graniczne. Ucieczka udana. Właściciele odsprzedali później starego grata do muzeum, uprzednio rozszerzając gwoździem otwory po pociskach, aby zyskał na wartości.

Na zdjęciach w Haus am Checkpoint Charlie zostali upamiętnieni również inni bohaterowie: John Runnings, Amerykanin, który w latach 70-tych wdrapał się na mur od strony zachodniej i spacerował po nim przez kilka godzin; Hans Horst – 26-letni robotnik z NRD, który w nocy z 9 na 10 listopada 1989 roku, jako pierwszy złapał za młot i zaczął rozbijać betonową ścianę; Mścisław Rostropowicz, genialny wiolonczelista rosyjski, grający w filharmonii waszyngtońskiej, który w dwadzieścia cztery godziny po symbolicznym upadku muru, przybył do Berlina i zagrał na wiolonczeli. Był też młody Lech Wałęsa na czele „Solidarności”; ksiądz Jerzy Popiełuszko odprawiający mszę; przemawiający Gorbaczow; Gandhi leżący na torach i rześki Jelcyn na czołgu, wymachujący rosyjską flagą…

Po 10 listopada 1989 roku rozpoczęło się rozbieranie znienawidzonego muru. Ludzie zabierali to, co się dało – kawałki cementu, zasieki, szlabany… Potem, bardziej przedsiębiorczy, odsprzedawali rzeczy do muzeum. Ktoś zaproponował lornetkę enerdowskiego wopisty, ktoś krzesło z wieży wartowniczej za 1200 marek zachodnich, jeszcze ktoś inny – całą, kilkunastometrową, betonową wartownię. Wartowni nie było jak wstawić do muzeum… Za to, znalazła w nim miejsce trzydziestometrowa flaga rosyjska, pod którą w czasie puczu w 1991 roku, Rosjanie pod przewodnictwem demokraty Jelcyna maszerowali na Kreml. Dziś, aż trudno w to wszystko uwierzyć…

Przy wyjściu z Haus am Checkpoint Charlie czekał na mnie krótki quiz. Odpowiedź na kilka zbyt prostych pytań: Skąd jesteś? / Jak się dowiedziałeś o istnieniu naszego muzeum? / Czym przyjechałeś do nas? / Kiedy wzniesiono mur? / Jakie państwa należały do bloku komunistycznego? / Co zrobił Gandhi? / Czym była „Solidarność” i w jakim kraju? / Kiedy upadł mur?… W nagrodę można było wygrać oryginalny okruch muru…

 

TRZYDZIEŚCI METRÓW PAMIĘCI. Od kapitalistycznej komercjalizacji, która zwyciężyła wszystkie utopie komunizmu, uchroniło się niewiele. Z kilometrów muru, który okalał szczelnym pierścieniem Berlin Zachodni i z 260 wież wartowniczych, wyposażonych w reflektory i karabiny maszynowe, pozostało już tylko jakieś 30 metrów, na Mauerstrasse, kilka kroków od Checkpoint Charlie. Betonową ścianę pokrywają napisy i ślady młotów, które próbowały ją rozbić. Czerwona linia namalowana na asfalcie pokazuje miejsce, w którym jeszcze 14 lat temu żelazna kurtyna dzieliła świat. Czy oglądając ją, przyszłe pokolenia będą mogły sobie wyobrazić czym naprawdę był Mur Berliński?

Po drugiej stronie tych trzydziestu metrów pamięci jest plac ogrodzony siatką. Budynki, które stały kiedyś w tym miejscu zostały rozebrane, a teren zaorany. Mieściła się w nich siedziba gestapo. Małe tabliczki pokazują jak wyglądały fasady stojących tu niegdyś kamienic. To, co pozostało z fundamentów piwnic, gdzie znajdowały się więzienie oraz cela śmierci, porasta trawa i krzaki, w których buszują dzikie króliki. Miejsce to przypomina, że rocznica upadku Muru Berlińskiego zbiega się z inną rocznicą – Kristallnacht. W nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku, bojówki NSDAP, SA i SS zaatakowały domy i sklepy Żydów w wielu miastach Niemiec, spalono synagogi, zniszczono cmentarze. Tylko tej jednej, „kryształowej nocy”, zginęło 90 osób. Zapoczątkowała ona okres wzmożonych prześladowań Żydów i deportacji do obozów koncentracyjnych. Tamtej nocy, 51 lat przed symbolicznym upadkiem Muru Berlińskiego wykrystalizowało się Zło, które ogarnęło najpierw Europę, a później cały świat.

Na drugą stronę muru zapuszcza się mniej osób, głównie ludzie w średnim wieku i starsi – jakiś ortodoksyjny Żyd z pejsami, para Belgów, Amerykanin z synem i wnukami. Oglądają w skupieniu, niektórzy modlą się cicho.

AGNIESZKA ZAKRZEWICZ

z cyklu REPORTAŻE BEZ GRANIC

Igrzyska Wolności w Łodzi


Szanowni Państwo,

zapraszam na debatę, którą poprowadzę na Igrzyskach Wolności w Łodzi, w sobotę 14 września o godz. 20.00 w Atlas Arena. Moimi rozmówcami będą Marek Sekielski, Jan Hartman i Tomasz Terlikowski.

Temat gorący! „Polska drugą Irlandią? Czy pedofilia w Kościele doprowadzi do sekularyzacji Polski?”


Signore e Signori,

Vi invito al dibattito che condurrò alle Olimpiadi della Libertà a Łódź, sabato 14 settembre alle  20.00 presso l’Atlas Arena. Saranno miei interlocutori Marek Sekielski, Jan Hartman e Tomasz Terlikowski.

Argomento caldo! „La Polonia è la seconda Irlanda? La pedofilia nella Chiesa porterà alla secolarizzazione della Polonia? ”


 

Program IW 2019

 

Iena ridens – ZAPISKI


Iena ridens

„Śmiech i świadomość nieuchronności przed śmiercią to dwie cechy, które odróżniają człowieka od zwierzęcia” – przypomniał Umberto Eco w swojej refleksji dotyczącej  zamachu na gazetę satyryczną Charlie Hebdo. Wśród zwierząt tylko hiena cętkowana wydaje odgłosy przypominające chichot. Ze śmiechem nie ma to nic wspólnego, ale nazywa się ją „iena ridens”. Gdy ktoś chichocze w sposób wulgarny, niesmaczny i przesadny – mówi się, że śmieje się jak hiena.

Śmiech dla człowieka jest często próbą egzorcyzmu śmierci. Jakże często słyszymy i powtarzamy: „Umieram ze śmiechu!”. W naszej podświadomości człowiek, którego ostatnią ekspresją twarzy jest spokojny, niebiański uśmiech – przeszedł do lepszego życia i pewnie jest już w Raju. Grymasy cierpienia spowodowane bólem czy szokiem z powodu nagłej tragedii, która przerwała życie i zastygłe na ludzkim obliczu niczym maska – budzą nasz strach przed tym co czeka nas po drugiej stronie Styksu i sposobem, w jaki trzeba tę drogę przebyć.

Wolimy umierać ze śmiechu…

Ale śmiercią można karać za śmiech… 

ZAGA 2016

 

Greta Thunberg – Klimat

„Pierwszy raz usłyszałem o zmianach klimatu, gdy miałem osiem lat. Nauczyłem się, że jest to coś wywołanego przez ludzi. Kazali mi wyłączać światła, aby zużywać mniej energii i segregować papier. To było dziwne – pomyślałem – jeżeli byliśmy w stanie zmienić oblicze planety i cenną warstwę atmosfery, która czyni z niej nasz dom: jeżeli byliśmy w stanie to zrobić – to dlaczego nie słyszałem o tym wszędzie? Dlaczego klimat nie był pierwszą rzeczą, o której słyszałem, gdy włączałam telewizor? Tytuły, programy radiowe, gazety: nie powinnam była słyszeć o niczym innym, jak gdyby toczyła się wojna światowa. Ale nasi przywódcy polityczni nigdy o tym nie rozmawiali. Jeśli używanie paliw kopalnych zagraża naszemu istnieniu, jak to możliwe, że nadal z nich korzystamy? Dlaczego nie ma ograniczeń? Dlaczego nie jest to nielegalne? Dlaczego nikt nie mówi o zagrożeniach związanych ze zmianami klimatu, które już są w toku? Dlaczego nikt nie mówi, że dwieście gatunków zwierząt zanika codziennie? Mam zespół Aspergera i dla mnie rzeczy są białe lub czarne. Patrzę na ludzi u władzy i zastanawiam się, dlaczego sprawili, że sprawy stały się tak skomplikowane. Słyszę, jak ludzie mówią, że zmiany klimatyczne stanowią zagrożenie dla naszego istnienia, ale wszyscy mówią dalej, jakby nic się nie stało. Nie możemy dłużej ratować świata, stosując te same zasady, ponieważ zasady muszą zostać zmienione. Jeśli będę żyć sto lat, nadal będę tutaj w 2103 roku. To, co robimy lub czego nie robimy teraz, będzie miało wpływ na całe moje życie i na życie moich przyjaciół, naszych dzieci i ich wnuków.

Dorośli rozczarowali nas. Biorąc pod uwagę, że większość z nich, w tym dziennikarze i politycy, nadal ignoruje sytuację, musimy działać dzisiaj „.

Greta Thunberg – l. 16, szwedzka aktywistka zaangażowana w walkę przeciwko zmianom klimatycznym, promotorka ogólnoświatowego strajku studenckiego, zapowiedzianego na 15 marca 2019 r.

Fragment artykułu Grety Thunberg dla The Guardian.

Tłumaczenie z Internazionale – Agnieszka Zakrzewicz

FACEBOOKOKRACJA – Krytyka Polityczna

Kto zajmuje się mediami społecznościowymi, ten wie, że każde z nich przyciąga inny elektorat. Ruch Pięciu Gwiazd i Liga Północna wybrały Facebooka, gdyż chcą przemawiać do ludu. Lud to ich elektorat, który wystarczy „wziąć za rękę i poprowadzić” – podsunąć mu memy i gotowe schematy działania, karmić podejrzeniami, strachem i nienawiścią.

Upłynęło pięć lat, odkąd „Business Insider” opisywał wynik wyborczy włoskiego Ruchu Pięciu Gwiazd jako ogromny sukces polityczny, podkreślając, że cała operacja została przeprowadzona przez jeden blog mający trzech pracowników i przez platformę Meetup, umożliwiającą spotkania ze zwolennikami w sieci. Zobaczymy, jak osądzi to historia, ale rewolucja online dokonana przez włoskiego komika Beppe Grillo jest fenomenem w skali światowej, któremu warto się przyjrzeć z bliska.

Agnieszka Zakrzewicz dla Krytyka Polityczna

Czytaj dalej – http://krytykapolityczna.pl/swiat/ue/facebookokracja-wlochy/

Ryszard Kapuściński – pożegnanie

Ryszard Kapuściński zmarł 23 stycznia 2007 roku, w Warszawie – jak podały niektóre źródła, na rozległy zawał serca. Jego podróż do Rzymu była pożegnaniem z przyjaciółmi i ze światem.

Pogrzeb odbył się siedem dni później. Byłam wtedy w Rzymie, w Instytucie Polskim, na uroczystym pożegnaniu, zorganizowanym przez Jarosława Mikołajewskiego, w którym brali udział: Adam Michnik – redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, Francesco M. Cataluccio – dyrektor wydawniczy i eseista, Luigi Marinelli – profesor literatury Uniwersytetu „La Sapienza“. W pałacu przy Via Vittoria Colonna panował podniosły nastrój, przesiąknięty smutkiem i poczuciem wielkiej straty. Cataluccio odczytał swoje pożegnanie opublikowane w Tygodniku Powszechnym, którego fragmenty zapadły mi w pamięć: „Zawsze myślałem, że Kapuściński traktuje dziennikarstwo jako zawód, który należy wykonywać dobrze i uczciwie, ale z którego się żyje. (…) Pewnego razu, podczas spaceru ulicami Mediolanu powiedział mi, że chciałby, aby pamiętano o nim, jako o poecie lub pisarzu aforyzmów. Ten, który w kilku słowach potrafi opisać świat. (…) Z upływem czasu, zawsze mniej wierzył w linearność, a interesował się fragmentem. Rzeczywistość jaką opowiada to różne, fragmentaryczne ujęcia świata, oprawione w ramy niczym fotografie. (…) Był człowiekiem niespokojnym, nie potrafił nigdy usiedzieć w jednym miejscu. Po kilku dniach spędzonych we własnym domu, w Warszawie, znajdował zawsze pretekst aby wyruszyć w drogę. Zawsze myślałem, że jego żona to święta. Kiedy w pierwszym okresie współpracy nasze wydawnictwo szukało go telefonicznie, ona odpowiadała, że nie wie gdzie jest jej mąż i że może zadzwoni do niej za dwa tygodnie. On lubił gubić się w świecie. Do pisania potrzebował ruchu. Jego książki to w rzeczywistości odcinki jednego wielkiego reportażu. (…) W jego fotografiach i reportażach odczuwa się wielki szacunek i miłość do Afryki. Tęsknił za nią, a może w rzeczywistości tęsknił za swoją niesamowitą, pełną przygód, młodością. Kiedy spotkałem go ostatni raz w Rzymie, w październiku, poszliśmy obejrzeć wystawę rysunków Paula Klee. W jednej z sal, całkowicie ciemnych, do której wpadał jedynie promień słońca oświetlający obraz, oparł się o balustradę i zapatrzył w niego. Powiedział cicho: „Umieram”… Na moje protesty: „Nie przesadzaj, przecież wyglądasz znakomicie” – odpowiedział: „Ach, nie myślmy już o tym…”

Ten na fotografii szesnastolatek / to przecież nie ja / Ten, który z trudem kroczy ulicą / to przecież nie ja / A jednak ten z fotografii / ten na ulicy / to jednak ja / A ten co teraz w to wątpi / Ten to właśnie ja – to był wiersz, który Kapuściński zabrał ze sobą w ostatnią podróż do Rzymu.

Agnieszka Zakrzewicz

Pióro i serce, symbole polskiej wolności

Tak, oczywiście, że pamiętam pióro Lecha Wałęsy, którym w Gdańsku podpisał Porozumienia Sierpniowe, w 1980 roku. Był to plastikowy długopis z wizerunkiem Jana Pawła II, długości prawie 40 centymetrów. Rzucał się w oczy, gdy telewizja komunistyczna transmitowała wydarzenie na żywo.

Jak powiedział sam Wałęsa, ktoś włożył mu go w ręce przed wiecem. Trzymał go jak berło, na widoku wszystkich i wymachiwał nim. Potem uświadomił sobie, że jest to gigantyczne pisadło z wizerunkiem papieża i użył go do podpisania historycznych porozumień. Gadżet był wynalazkiem chałupnika Ludwika Górki, który dzięki swoim innowacyjnym pomysłom stał się biznesmenem. W latach 80-tych wszyscy chcieli mieć pisadło z papieżem. Ja dostałam je na pierwszą komunię. Zabytkowy długopis Wałęsy znajduje się dziś w muzeum Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. To symbol historii.

„Niech zstąpi Duch Święty i odnowi oblicze ziemi” – powiedział Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki do Polski w czerwcu 1979 roku i dodał: „Tej ziemi!”. Rok później duch solidarności zjednoczył Polaków i dał im siłę, by przeciwstawić się komunistycznemu reżimowi w pokojowy sposób. Narodziła się „Solidarność”, ruch robotniczy zrzeszający 10 milionów ludzi. Ta solidarność zmieniła Polskę, a potem świat: była Wiosna Ludów w Europie Wschodniej, upadł Mur Berliński, Europa się zjednoczyła i powstała Unia Europejska bez granic, w której możemy dzisiaj żyć.

Polska z sercem

Jest jeszcze inny symbol, który łączy Polaków: czerwone serduszko WOŚP – fundacji charytatywnej, utworzonej w 1993 roku z inicjatywy Jerzego Owsiaka, dziennikarza i showmana polskiego pochodzącego z Gdańska. Polacy nazywają go „Jurek”.

Każdego roku, w drugi weekend stycznia, WOŚP organizuje finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, gdzie podczas koncertów, wydarzeń kulturalnych i sportowych odbywających się we wszystkich polskich miastach, i miasteczkach, ale także za granicą, wolontariusze kwestują w celu pozyskania funduszy na pomoc zdrowotną dla dzieci. 1% darowizn zebranych w ciągu roku trafia do hospicjów i szpitali psychiatrycznych dla dzieci, ale także jest przeznaczany na zakup sprzętu medycznego. Według sondaży WOŚP to organizacja, która wzbudza zaufanie 84% Polaków. Jerzy Owsiak był kilkakrotnie nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Jego kandydatura została przedstawiona również w 2019 roku. I na to wyróżnienie zasługuje. Po tej dla Lecha Wały, Pokojowa Nagroda Nobla dla Jerzego Owsiaka i WOŚP miałby niezwykle dużą wagę.

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy narodziła się z serca. Dwadzieścia siedem lat temu odbyła się pierwsza zbiórka pieniędzy dla Oddziału Kardiochirurgii Dziecięcej w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.

Polacy ugodzeni w serce

Właśnie w trakcie finału Wielkiej Orkiestry, w niedzielę 13 stycznia 2019 prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz, został pchnięty nożem przez 27-letniego Polaka, który niedawno wyszedł z więzienia. Ciosy w serce i brzuch dosięgnęły go w najbardziej poruszającym i symbolicznym momencie – podczas „Światełka do nieba”, kiedy Adamowicz stał na scenie przed ludźmi trzymając magiczną latarnię. Burmistrz Gdańska zmarł następnego dnia w szpitalu. Nie pomogły nocne czuwania i modlitwy oraz krew ofiarowana w całym kraju. Piastował swój urząd przez blisko dwadzieścia lat, był obliczem Polski progresywnej i otwartej na mniejszości, różnorodność i migrantów. „Gdańsk jest portem otwartym” – mówił.

Po informacji o śmierci Adamowicza, ogromny tłum zebrał się spontanicznie w sercu starego Gdańska, słuchając piosenki „Sound of Silence”. Nikt nie mógł powstrzymać łez, i na placu, i oglądając przez Internet. Następnego dnia odbyło się czuwanie przy pomniku Trzech Krzyży przed historyczną bramą Stoczni Gdańskiej, symbolem walki o wolność Polski. Zapalono świece i światła, które utworzyły wielkie serce, jak symboliczne serduszko fundacji WOŚP.

Także w Krakowie, Warszawie, Poznaniu i Łodzi oraz w innych miastach Polski odbyły się wiece przeciwko nienawiści i przemocy. Wszędzie, iskrzące się światełka tworzyły wielkie i małe serca. Na placach odczytano poezję „Nienawiść” Wisławy Szymborskiej. W czwartek trumna burmistrza Gdańska została wystawiona w Europejskim Centrum „Solidarności”, aby obywatele mogli złożyć mu hołd. Później przeniesiono ją do Bazyliki Mariackiej. W sobotę odbył się pogrzeb…

To był tydzień żałoby, bólu i szoku dla Polski. Ostatni raz tak płakaliśmy wspólnie, po tragedii Smoleńskiej.

https://youtu.be/qWfF7oTZqe8

Nienawiść

Od czasu podpisania Porozumień Sierpniowych piórem z papieżem, minęło prawie 40 lat … Klimat politycznej nienawiści wystawia na ciężką próbę polską solidarność.

Nienawiść jest mistrzynią kontrastu między czerwoną krwią a białym śniegiem – pisała Szymborska.

Czy tak trudno odróżnić dobro od zła? Dobro świeci światłem: miłość, współczucie, szacunek, zrozumienie, życzliwość, obrona najsłabszych, człowieczeństwo, wolność, odwaga. Zło jest błotniste: agresywne, nienawistne, cyniczne, pogardliwe, podłe, oburzające, brutalne, niegodne, tchórzliwe.

Tak, w mrocznych czasach, w których znowu przychodzi nam żyć trudno jest odróżnić dobro od zła. „Czarne psy”, które opisał w swojej książce Ian McEwan, opowiadając o swojej podróży do Polski w czasach komunizmu, obudziły się. Dobermany nienawiści …

Gdańsk jest miastem szczególnym. Tutaj wszystko zaczęło się w XX wieku. Tutaj, 1 września 1939 roku, w kierunku Westerplatte wystrzeliły armaty Hitlera, rozpoczynając II wojnę światową i tutaj narodziła się „Solidarność”, która pokojową rewolucją zakończyła komunistyczny totalitaryzm. Do czego jest wstępem ten szalony i krwawy zamach na prezydenta Gdańska?

„Spójrzcie, jak wciąż sprawna, / Jak dobrze się trzyma / w naszym stuleciu nienawiść. / Jak lekko bierze wysokie przeszkody. / Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść.”- ostrzega nas Szymborska. Mamy nadzieję, że w tych mrocznych czasach poprowadzi nas światło rozumu i serca.

Agnieszka Zakrzewicz

17 stycznia 2019 r.

Przeklęte mięśniaki

Niedawno przeszłam zabieg histeroskopii. W sposób nieinwazyjny usunięto mi trzycentymetrowego mięśniaka podśluzówkowego, który ze względu na umiejscowienie utrudniał mi bardzo życie.
Przez ostatnie dwa lata szukałam rozwiązania mojego problemu, którym byłaby alternatywa na usunięcie macicy (histerektomia), czekające mnie najprawdopodobniej w niedługiej perspektywie.
Ze względu na obfite krwawienia skończyłam dwa razy w szpitalu, a w ubiegłym roku podczas miesiączek praktycznie nie wstawałam z łóżka, będąc już na progu anemii. Mimo wszystko – nie do końca zdawałam sobie sprawę z mojej kondycji.
We Włoszech, szukając rozwiązania mojego problemu trafiłam na blog Eleonory Manfrini „Maledetto fibroma” (Przeklęty mięśniak). Przeczytałam również jej książkę o tym samym tytule, którą doceniam jako kobieta i jako dziennikarka. Dzięki niej uzyskałam wiele informacji o mojej przypadłości, zrozumiałam wszystkie zagrożenia związane z nią, poznałam wszystkie techniki walki z przeklętymi mięśniakami. Pojawiła się nadzieja na to, że dla mnie – jak i dla wielu kobiet – istnieje alternatywa, jaką jest właśnie histeroskopia operacyjna (czyli wejście do macicy przez organy rozrodcze i usunięcie mięśniaka) oraz terapia farmakologiczna. We Włoszech to już staje się „złotym standardem”, w Polsce niestety jeszcze nie. Dzięki grupie wsparcia i wypowiedziom kobiet na blogu Eleonory i na jej stronie na FB, nie czułam się osamotniona z moim problemem. Podziwiałam również te kobiety, które były w bardziej skomplikowanej sytuacji niż ja i walczyły z „przeklętymi mięśniakami” od lat na wszelkie możliwe sposoby. Jest to przypadłość, która dotyka od 25% do 50% populacji kobiecej na świecie, ale ponieważ dotyczy sprawy bardzo intymnej, nie mówi się o niej prawie wcale.
Przez trzy miesiące przyjmowałam nową terapię hormonalną Esmya (wprowadzającą w menopauzę chemiczną), która nie jest jeszcze upowszechniona w Polsce. Doświadczyłam jej skutków ubocznych i jej ewentualnych dobrodziejstw.
Praktykowałam również jogę terapeutyczną, która mi bardzo pomagała pokonywać wszystkie trudności fizyczne i psychiczne (wzmacniała mnie, pozwalała walczyć ze stresem oraz wahaniami nastrojów wywoływanymi przez pastylkę).

Wiem, że moje zło nadal we mnie drzemie (mam jeszcze dwa mniej groźne mięśniaki podsurowicówkowe). Wiem także, że miałam dużo szczęścia oraz dobrych i świadomych lekarzy (zarówno w Polsce, jak i we Włoszech), i że mój problem został wykryty w samą porę, ale i że nadal będę musiała mieć go pod kontrolą.

Przy tej okazji pragnę podziękować wszystkim tym, którzy wspierali mnie w mojej walce z „przeklętymi mięśniakami”. Obiecałam również, że jako osoba publiczna opowiem moją historię, aby uwrażliwić polskie kobiety na ten palący problem oraz na fakt, że dziś istnieją już alternatywy na histerektomie i są one w Europie „złotym standardem”. Ważne jest, aby mięśniaki zostały wykryte w porę…

Agnieszka Zakrzewicz

 

dowiedz się więcej o mięśniakach:

http://www.leczymymiesniaki.pl/

http://m.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/choroby-kobiece/miesniaki-macicy-nowoczesne-leczenie-a-nie-histerektomia_39842.html

 

Grazie Eleonora e buon lavoro!

Carissima Eleonora e care Amiche del blog “Maledetto Fibroma”

Ho appena subìto un’isteroscopia. Mi è stato tolto un fibroma di tre centimetri, che per il suo posizionamento e la sua conformazione rendeva la mia vita molto difficile. Per oltre due anni ho cercato una soluzione al mio problema che fosse diversa dalla rimozione dell’utero, prospettatami come unica definitiva.
Grazie al blog e al libro di Eleonora Manfrini “MALEDETTO FIBROMA” ho capito che ci sono altre soluzioni, prima di una scelta così radicale. In quanto donna e giornalista apprezzo molto il lavoro di Eleonora. Mi ha permesso di acquisire le informazioni fondamentali sulla mia patologia, capire le problematiche legate ad essa e cercare la soluzione più adatta a me. Grazie alle testimonianze di tante donne raccolte nel “MALEDETTO FIBROMA” ho appreso che è un “male comune” di cui soffre almeno il 25% della popolazione femminile, ma di cui si parla ancora poco. Leggendo le testimonianze nel libro, sul blog e sulla pagina Facebook non mi sentivo più sola. Ho avuto anche tanta ammirazione per le donne coraggiose che si trovavano in una situazione più complicata della mia e che combattevano con i fibromi uterini da anni, provando tutte le strade possibili.
So che finora sono stata fortunata, ma che il mio male è sempre in agguato (ho altri due mniomi meno pericolosi). So che ho avuto dei medici coscienti e bravi e che il mio fibroma è stato preso giusto in tempo per essere asportato ancora con una tecnica meno invasiva come l’isteroscopia. Ho seguito anche la terapia con l’Esmya.
In questa occasione voglio ringraziare il dott. Federico Camilli che ha eseguito il mio intervento alla clinica Santa Famiglia a Roma e che mi ha preparato per esso. Apprezzo molto la sua professionalità, serietà, premura e l’empatia umana. A tutte le donne afflitte dal “maledetto fibroma” che cercano un medico a Roma, posso senz’altro consigliare il dott. Federico Camilli.

Grazie Eleonora e buon lavoro!

Agnieszka Zakrzewicz