Święte Drzewo

Piękno Wielkiej Wyspy naprawdę trudno opisać. Żywe, wibrujące kolory, niesamowite światło i przejrzystość powietrza powodują, że wszystko to na co patrzysz przenika cię, raduje oczy, wypełnia duszę.

Przed bramą hotelu czeka na nas Donato. Jest człowiekiem niewielkiego wzrostu i nieokreślonego wieku. Należy do plemienia Sakalawa, które od wieków dominuje w tym rejonie Madagaskaru. Kuśtyka lekko pociągając za sobą lewą nogę. Twarz dobroduszna i poważne spojrzenie czynią z niego człowieka godnego zaufania. Od dwudziestu lat pracuje w turystyce. Ma pod sobą grupkę „beach bays-ów”, którymi dowodzi przy pomocy małego telefonu komórkowego, starego typu.

Przedstawia nam kierowcę o imieniu Zafi i swojego pomocnika Ahmeda. Wsiadamy do terenowej Toyoty i wyruszamy w podróż dookoła wyspy. Szybko orientuję się, że w tym samym samochodzie jedzie jeden animista, dwóch chrześcijan, dwóch ateistów i jeden muzułmanin. To urok multietnicznych i multikulurowych miejsc świata, gdzie panuje religijny pokój.

Używając trochę wyobraźni można powiedzieć, że Nosy Be ma formę żółwia. Żółwiową głowę stanowi półwysep leżący pomiędzy zatokami Befotaki i Mahazandry, cztery łapy: Andilana, Antafianambrity, Ambatoalaka i Andimakabo, olbrzymi ogon to natomiast Rezerwa Naturalna Lokobe.

Animizm to system wierzeń stary jak świat, choć jego definicja została opracowana przez ewolucjonistę Edwarda B. Taylora dopiero pod koniec XIX wieku. Nie rozróżnia on pomiędzy światem duchowym i materialnym, przypisując nieśmiertelną duszę także zwierzętom, drzewom, górom, rzekom i innym elementom natury. Blisko połowa wszystkich Malgaszy to animiści praktykujący kult przodków i rytuały z nim związanie, druga połowa to chrześcijanie (należący do różnych kościołów katolickich), a niewielka mniejszość wyznaje islam.

Wiele ludów czci Święte Drzewa. Pod figowcem rosnącym w Bodhgaya – miejscowości we wschodnio-południowych Indiach – Budda Siakjamuni osiągnął oświecenie. Drzewo Bohdi to dla buddystów symbol pokoju, światła, ochrony przed ciemnymi mocami, siły.

Także na Nosy Be rośnie Święte Drzewo – olbrzymi fikus, jeden z największych na świecie. Liczy sobie blisko 200 lat, a jego liany, które wrastają w ziemię jako korzenie tworzą powierzchnię o wielkości 5000 m2. Gigant, który zachwyca swoim rozmiarem jest jak żywa katedra, pełna zakamarków, krucht i naw. Święte miejsce ludu Sakalawa znajduje się na cyplu Mahatsinjo, niedaleko od stolicy Hell Ville. Kiedy tam dojeżdżamy, trudno się nie zachwycić. Jest wczesny ranek. Ocean Indyjski w fazie odpływu ukazuje swoje kamienno-piaszczyste dno, na horyzoncie – jak na dotknięcie ręki widać Nosy Tanikely, a za nią majaczy górzysty brzeg Wielkiej Ziemi.

Przed wejściem do żywej świątyni czeka na nas przewodniczka w tradycyjnym kobiecym stroju Sakalawa: jedna kolorowa i wzorzysta płachta materiału służy za sukienkę, druga za szarfę. Również ja muszę przyodziać się po malgasku i zdjąć buty, aby boso wejść do Świętego Drzewa.

Olbrzymie konary i liany, które osiągając ziemię stają się korzeniami i wyrastają znowu strzeliście w niebo są niesamowitym spektaklem życia. Zgodnie z tradycją Święte Drzewo jest owinięte dwiema wstęgami materiału: białą i czerwoną. Zbiegają się one w jednym miejscu, we wnętrzu katedry z lian i tworzą ołtarz, gdzie leżą na ziemi plastikowe talerze. Są w nich ofiary: woda, pokarm i monety. Jeśli wrzuci się tu pieniążek i pomyśli życzenie – spełni się ono.

W konarach fikusa mieszka rodzina lemurów – dwa czarne samce i samica o charakterystycznej jasnej maści i białym kołnierzu. Schodzą do nas po lianach by sprawdzić czy przynieśliśmy banany. Łakomczuchy! Mają sprytne pyszczki i chwytne łapki przypominające dziecięce rączki. Sakalawa wierzą, że to dobre duchy, które chronią animistyczną świątynię.

Na straży Świętego Drzewa stoi drewniana rzeźba.

– To Tsiomeko, królowa ludu Nosy Be. – objaśnia kustoszka animistycznej świątyni. – To właśnie ona posadziła fikus po batalii pomiędzy Sakalava i Merina. – dodaje.

Obok Świętego Drzewa znajduje się muzeum historyczne. W praktyce to dwuizbowy baraczek, a w nim panele ze starymi, zniszczonymi zdjęciami. Przez nie przemawia historia Nosy Be i jej bohaterowie. Nasza przewodniczka oprowadza nas po muzeum z dumą i opowiada:

– W XVI wieku, gdy rozwinęły się już kontakty handlowe z Europejczykami, na Wielkiej Ziemi istniały królestwa: Antakarana, Boina, Menabe, Merina i Vezo. Królowa Ranawalona I, poprzez małżeństwo zjednoczyła pod swoim berłem ludy Menabe i Merina, rozpoczynając proces unifikacji Madagaskaru. Krwawa Ranawalona I była przeciwna Europejczykom i chrześcijaństwu, które wprowadzili na Madagaskar. Królestwo Boina, rządzone przez bardziej pokojową, ale nie mniej waleczną Tsiomeko nie chciało jej się poddać. Doszło do batalii pomiędzy wojskami dowodzonymi przez dwie kobiety. W wyniku przegranej Sakalawa musieli opuścić królestwo Boina i schronić się na pobliskiej Nosy Be, nazywanej wówczas Ambario (Największa z Wysp). Tu królowa otrzymała protekcję sułtana Zanzibaru. Był to w 1837 rok – od tej daty rozpoczyna się historia nosybejczyków.– wyjaśnia przewodniczka.

Z niedowierzaniem przyglądam się starym zdjęciom. Na jednym z nich widzę korpulentną, ciemnoskórą kobietę w dziwacznym uczesaniu, niesioną przez mężczyzn w drewnianej lektyce. Na innym królowa w stroju europejskim siedzi na krześle w towarzystwie swojego męża. Na jeszcze innej fotografii Tsiomeko stoi obok wysokiej Europejki z kapeluszem i parasolem, a po bokach dwie ciemnoskóre damy jej dworu. „W całym „cywilizowanym” świecie kobiety nie miały praw wyborczych, podczas gdy na Madagaskarze rządziły, dowodziły wojskiem prowadząc ze sobą wojny, decydowały o polityce i pozowały do oficjalnych zdjęć” – myślę, zdając sobie jednocześnie sprawę z faktu, że najprawdopodobniej królowa Nosy Be była jedną z pierwszych ciemnoskórych kobiet uwiecznionych na fotografiach i znanych dzięki temu na Starym Kontynencie.

– Protektorat sułtana Zanzibaru nie wystarczył. W 1840 roku, kapitan francuskiego statku Pierre Passot zatrzymał się na Wielkiej Wyspie. Sakalawa za jego pośrednictwem wystąpili o protekcję Francuzów do admirała Anne Chrétien Louis de Hell, gubernatora Wyspy Bourbon (dzisiejszej Reunion). W rok później Tsiomeko podpisała z Francją traktat, na mocy którego Nosy Be stała się kolonią francuską. Od tego momentu stolica wyspy przyjęła nazwę Hell Ville. – opowiada nam malgaska przewodniczka.

Oglądam z zainteresowaniem skromniutkie muzeum, które przypomina egzotyczną rupieciarnię historii. Jest oczywiście sklepik z malgaskimi pamiątkami…

Sakalawa są potomkami imigrantów z różnych stron świata: Arabów, Persów, Bantu, Hindusów, Indonezyjczyków, Portugalczyków i Francuzów. Mieszanka genów przodków odbija się w rysach współczesnych. Zamieszkiwali głównie zachodnio-północne wybrzeże Madagaskaru, nad Kanałem Mozambickim. Ich nazwa pochodzi być może od arabskiego słowa saqaliba – niewolnik.

Wśród tego ludu – jednego z 18 zamieszkujących Madagaskar – panuje bardzo silny kult przodków. „Fitampoha” to tradycyjna ceremonia Sakalawa, której najważniejszym obrzędem jest kąpiel rytualna relikwii antycznych królów w rzece, w miejscowości Belo Sur Tsiribihina na Madagaskarze, odbywająca się co pięć lat.

Malgaska przewodniczka wyjaśnia mi, że na Nosy Be animiści świętują w styczniu i w sierpniu składając ofiary rytualne ze zwierząt.

Fragment pochodzi z reportażu „Kobiety z Nosy Be”

© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ / Wszystkie teksty i zdjęcia w tym blogu są chronione prawem autorskim. Wszelki plagiat, przedruk lub wykorzystywanie bez zgody autora jest wykroczeniem i roszczenia z tego tytułu będą dochodzone na drodze sądowej.

 

Dodaj komentarz