Obrzyn i szpilki. Historia kobiet włoskiej mafii

„W tradycji mafijnej małżeństwo jest nierozwiązywalne, rozwodu nie praktykuje się, separacja jest nie do pomyślenia. Jedyna kobieta ważna dla mafiosa to matka jego dzieci – inne to kurwy. Jeżeli przez przypadek mąż honoru ożeni się źle – niech hoduje złą żonę i przestrzega wartości rodzinnych – dba o dzieci i ich matkę tak, aby niczego im nie brakowało. Reszta to jego sprawa – niech jednak robi to z największą dyskrecją”. (Giovanni Falcone, „Cose di Cosa Nostra”)

Sycylia. Corleone. Plac Sędziów Falcone i Borsellino stanowi klin u zbiegu dwóch jednokierunkowych ulic. Stoi tu posąg św. Franciszka, rozkładającego ręce w geście pokoju. Część placu zajmuje park komunalny. Drugą część stanowi trójkątny skwer wyłożony kostką brukową. Roi się na nim od mężczyzn stojących w grupkach, dyskutujących i gestykulujących zawzięcie. Pod pomnikiem Nimfy, na wprost bramy parkowej siedzą w rzędzie staruszkowie. Każdy ma czapkę z daszkiem i opiera się na lasce. Obserwują i milczą. Przed barem kilku wyrostków podpiera ściany. Milczą i obserwują czujni jak psy.
– Gdzie mieszka Ninetta Bagarella? – pytam barmana. Corleone to w końcu małe miasteczko.
– Kto? – odpowiada, jakby nie dosłyszał.
– Ninetta Bagarella, żona Tota Riiny (przywódcy cosa nostry, aresztowanego w 1993 r. i odsiadującego obecnie wielokrotne dożywocie w reżimie 41bis – całkowita izolacja – przyp. red.). Ich córka wyszła za mąż we wrześniu. Podobno otworzyli sklep ze sprzętem rolniczym?
– A… Nie, nie znam ich osobiście. Niech pani idzie do góry i tam się dowiaduje. Ulica Rzym wspina się stromo – odchodzą od niej wąskie uliczki, gęsto zabudowane. Snują się po nich kobiety, które wyszły na zakupy i wracają z pełnymi siatkami. Są ubrane na czarno, niektóre w czarnych chustach na głowie. Mają czerstwe twarze i patrzą, jakby nic nie widziały.
W sklepie z sukniami ślubnymi sprzedawczyni – pytana o rodzinę Riina – blednie i wzrusza ramionami. Wykręca się też spotkany po drodze policjant: – Ja nic nie wiem, nie jestem stąd. Zastępuję tylko kolegę. Młodziutki sierżant w komisariacie wskazuje wreszcie drogę, ale z poważną miną odradza wizytę.
– Wie pani, co to jest lupara bianca?
Wiem: strzelba z oberżniętą lufą. Po polsku – obrzyn. W przenośni również zabójstwo bezdowodowe, które bardzo często zdarza się na Sycylii. Ciało ofiary zostaje zatopione w cemencie, zasypane wapnem lub rozpuszczone w kwasie. Nie ma ciała – nie ma zbrodni.

BONNIE I CLYDE Z COSA NOSTRA

Ninetta Bagarella wróciła do Corleone po aresztowaniu Riiny. Nie było jej 18 lat, od kiedy pewnej nocy ulotniła się bez śladu, by uniknąć więzienia. Pochodzi z rodziny mafijnej z długimi tradycjami: dziadek i ojciec byli bossami regionalnymi, brat Leoluca to najokrutniejszy killer cosa nostry. Również ona poślubiła mafiosa i to największego. Don Salvatore Riina to krwawy ojciec chrzestny sycylijskiej Kopuły z klanu Corleończyków, zwany Krótkim. Policja włoska oskarża go o 1000 zabójstw. Między innymi wydał wyroki na sędziów Falcone i Borsellino. Po 24 latach Riinę zdradził jego szofer – Balduccio di Maggio. Podobno dlatego, że boss nie pozwolił mu rozwieść się z żoną i żyć z młodą kochanką.
Ninetta zakochała się w bossie starszym o 14 lat będąc jeszcze dziewczynką. Skończyła literaturę na Uniwersytecie w Palermo i uczyła gimnastyki w szkole. Był to ewenement w tamtych czasach, gdyż kobiety w małych miasteczkach nie były wyemancypowane. Kiedy Riina zszedł do podziemia, Bagarella broniła swojego chłopa jak lwica. Udzielała wywiadów prasie, a na rozprawach sądowych twierdziła, że mafia to wymysł dziennikarzy. Nosiła warkocze i kolorowe sukienki, zupełnie nie przypominając tradycyjnej żony bossa: grubej matrony ubranej na czarno. Chciano ją skazać na przymusowe przesiedlenie pod nadzorem policyjnym, ale sędzia został zamordowany, a ona uciekła.
Wyszła za Riinę potajemnie w 1974 r. Sakramentu udzielił ksiądz, lecz ślubu nie zarejestrowano. Prawny ślub wzięli dopiero w 1995 r. w palermitańskim więzieniu Ucciardone. Jak się później okazało, Ninetta wynosiła szyfrowane rozkazy dla klanu. W wielkim procesie przeciwko mafii w 1986 r. (zwanym maksiprocesem, gdyż skazano 475 mężów honoru, wymierzając im łącznie 2665 lat więzienia – przyp. red.), nauczycielka z Corleone była jedną z czterech oskarżonych kobiet. Nie skazano jej, gdyż wtedy wciąż panowało przekonanie, że żony i konkubiny bossów są ofiarami kultury mafijnej. Bonnie i Clyde z cosa nostry przez wszystkie te lata – ścigani przez policję i Interpol – ukrywali się w willi z basenem na przedmieściach Palermo. Bagarella urodziła Riinie czwórkę dzieci: Marię Concettę, Giovanniego, Giuseppe i Lucię. Wszystkie przyszły na świat w najlepszych klinikach sycylijskiej stolicy i wszystkie zostały zarejestrowane w urzędzie miasta. Giovanni poszedł w ślady ojca – trafił za kratki jako niepełnoletni w 1996 r. i otrzymał wyrok 4 lata i 8 miesięcy za „stowarzyszenie mafijne”. Ninetta znów zaczęła rozmawiać z dziennikarzami. Miała tym razem czarną chustkę na głowie i mówiła, że policja prześladuje całą rodzinę za nazwisko. 23 listopada 2001 r. sąd skazał syna powtórnie – tym razem na dożywocie i to w wieku 25 lat – za cztery zabójstwa. Matka podobno po raz pierwszy uroniła dwie łzy.

W RĘKAWICZKACH

Agri-Mar – luksusowy sklep z maszynami i nowoczesnym sprzętem znajduje się zaraz przy wjeździe do Corleone, obok stacji benzynowej. Zainwestowali w niego 24-letni Giuseppe, 27-letnia Maria Concetta (rodzeństwo Riina) i 26-letni Tony Ciaravello, świeży zięć Krótkiego. Ślub odbył się 6 września 2001 r. w kościele św. Matki Corleone. Było ponad stu gości i panna młoda niosła wiązankę z kwiatów pomarańczy.
Tony Ciaravello – nieduży grubasek z cwanymi oczkami i lekko zabazgraną kartoteką – miota się po sklepie pełnym mężczyzn podobnych do tych, którzy stali wcześniej na placu. Teść i szwagier są za kratkami – więc on musi rządzić, co wyraźnie sprawia mu przyjemność. Nie chce rozmawiać i nie pozwala fotografować. – Dziennikarze i sędziowie prześladują nas – krzyczy. – Kiedyś się z wami wszystkimi policzymy!!! Wściekłość zrozumiała – w minionym tygodniu państwo zarekwirowało majątek biznesmena, w którego willi ukrywała się rodzina Riina, 140 milionów dolarów.
Agri-Mar nie należy prawnie do nikogo z trójki – zapewniają w urzędzie miasta. Na pytanie: skąd tak młodzi ludzie wzięli pieniądze na inwestycję, skoro o kredyty nie jest łatwo? – urzędniczka wzrusza ramionami i mówi: – W Corleone mieszka też żona Provenzana i wszyscy wiedzą, że do niej należą wille, tereny, konta w banku, udziały akcyjne, że inwestuje na giełdzie. Prowadzi interesy rodzinne jak wykwintny menedżer, ale niczego nie można jej udowodnić, bo wszystko jest zarejestrowane na osoby trzecie. Saveria Palazzolo, z zawodu szwaczka, w 1992 r. pojawiła się w komisariacie i oświadczyła: – Jestem kobietą Bernarda Provenzana i chcę żyć spokojnie w domu. Wielokrotnie oskarżano ją o współpracę z mafią, pranie brudnych pieniędzy i ukrywanie przestępców. Kiedy Provenzano uciekł w 1969 r. wraz z Riiną – policja zaczęła obserwować młodą Saverię. Gdy okazało się, że jest w ciąży, wezwano ją pytając, gdzie jest mąż? Odpowiedziała: – Dzieci robi się nie tylko z mężem. Potem uciekła tak jak Ninetta.
Bernardo Provenzano jest poszukiwany listem gończym od 33 lat. Po aresztowaniu Riiny został ojcem chrzestnym, dowodzi cosa nostrą z ukrycia. Nikt nie wie, jak teraz wygląda, gdyż jego ostatnia fotografia została zrobiona 20 lat temu. Nosi pseudonim Traktor – co mówi wszystko o metodach, jakie stosuje.
W komisariacie szepczą, że Saveria i Ninetta to długa ręka cosa nostry w atłasowej rękawiczce. Są dowodem na to, jak mafia się zmieniła i wyemancypowała z band grasujących z obrzynem w rękach – w damy w szpilkach.

MILCZENIE JEST ZŁOTEM

Palermo. Pani Maria – siostra sędziego Falcone, mieszka w centrum miasta. Przy wejściu do klatki schodowej czuwa dwóch policjantów. W najgorętszym okresie walki z mafią w pobliżu domów sędziów Falcone i Borsellino nie można było zatrzymywać się i parkować w odległości mniejszej niż sto metrów. Sąsiedzi protestowali w obawie o własne życie i Dyrekcja Śledcza Antymafii przeprowadziła sędziów do bunkra. Nie pomogło… 23 maja 1992 r. na autostradzie w okolicach Capaci mafia dokonała zamachu. Zginęli sędzia Falcone, jego żona Francesca Morvillo i trzej agenci eskorty. 19 lipca 1992 r. na ulicy D’Amelio wybuchła bomba w aucie zaparkowanym pod domem matki sędziego Borsellina. Wraz z nim zginęło pięciu agentów ochrony.
Mieszkanie pani Marii jest pełne pięknych przedmiotów. Gablota z porcelanowymi pastuszkami z XVII wieku, widoki Palermo i Sycylii malowane przez znanych artystów, perskie dywany i srebrne bibeloty wskazują, że rodzina ma długą tradycję mieszczańską. Jasne kolory sof i foteli czynią salon przytulnym, i bezpiecznym. Mała fotografia brata jest ustawiona na sekretarzyku przy wejściu.
– Moim zdaniem to Bagarella ponosi większą odpowiedzialność niż Riina, bo to kobieta przekazuje wartości w rodzinie – pani Maria zaczyna swoją opowieść – A co ona przekazała dzieciom? Zresztą czemu się dziwić, skoro jej brat dopuścił się takich zbrodni… Brat Ninetty to Leoluca Bagarelli, krwawy oprawca. Kiedy Riina trafił do więzienia, wydał rozkaz wymordowania wszystkich zdrajców. Vincenzina Marchese – żona Leoluki Bagarelli – powiesiła się. Trudno powiedzieć czy ze wstydu – gdyż jej brat, boss Filippo Marchese, zaczął kolaborować z policją – czy też z depresji wywołanej życiem z mężem mordercą w ukryciu. Wiedziała ponadto, że Leoluca powinien – i potrafi – ją zabić, aby zmazać plamę na honorze. Jej ciało zniknęło. Brat Ninetty uprowadził 11-letniego Giuseppe, syna Santiny di Matteo, który stał się świadkiem koronnym. Dziecko przetrzymywano ponad rok. Udusił je Giovanni Brusca pod osobistym nadzorem Leoluki. Potem ciało małego rozpuścili w kwasie solnym. Z rąk Leoluki zginęła też Antonella Bonoma. Miała 23 lata i była w trzecim miesiącu ciąży. Po latach znalazły się strzępy zwłok. Obecnie Bagarella odsiaduje wielokrotne dożywocie tak jak jego szwagier Tony Riina.
– Bagarella nie jest ikoną mafii i nigdy nią nie będzie – kontynuuje siostra sędziego. – Kiedy boss umiera lub kończy w więzieniu, żona bossa staje się wdową. Nie rozmawia z nikim, nie pokazuje się publicznie, nie przyjmuje gości w domu, ubiera się tylko na czarno. Wtedy jest to kobieta godna szacunku całej mafii. Taka była Rosaria Castellano – żona Michela Greca, starego padrino, zwanego Papieżem. Ujęli go w bacówce w górach z Biblią w ręku. Od tamtego czasu ona zamknęła się w willi niczym zakonnica. Żona Stefana Bontadego, zwanego Księciem – bossa klanu Inzerillo, zrobiła tak samo. (Papież wydał ponad 100 wyroków śmierci – w tym na sędziego Rocca Chinniciego i komisarza Ninniego Cassara. Złapany 20 lutego 1986 r., odsiaduje dożywocie. Książę został zlikwidowany przez corleończyków w 1981 r. strzałami w twarz).
Pino Arlacchi napisał w „Mężczyznach bez honoru”, że jeżeli kobiety coś wiedzą, wcześniej czy później mówią. Z tego powodu każdy mafioso starał się trzymać jak najdalej od spraw cosa nostry żonę, matkę, siostry i córki. Robił to, żeby je chronić, bo jeżeli kobieta coś wiedziała, kończyło się tak, że musiał ją zabić albo on, albo ktoś za niego. – Pamiętam zaskoczenie i radość mojego brata, kiedy w 1989 r. przyjechała do niego Rita Simoncini – opowiada Maria Falcone. – Rita była konkubiną Francesca Marina Mannoia – chemika rafinującego heroinę. Żył z nią od lat i miał córkę, ale ożenił się z Rosą z rodziny bossa Vergano, bo był to dobry mafijny mariaż. Cosa nostra przymykała oko na jego niemoralne prowadzenie się. Kiedy jednak poprosił o zgodę na rozwód – książę mu odmówił. Po śmierci bossa, Mannoia zdecydował się na współpracę z policją, aby móc wreszcie żyć z Ritą. Gdy zaczął opowiadać o produkcji i handlu heroiną, zabito w odwecie jego matkę, siostrę i ciotkę. Trzy kobiety rozstrzelano przed domem z karabinu maszynowego pierwszy raz w historii mafii. Żona rozwiodła się z nim w pośpiechu, aby nie nosić nazwiska zdrajcy. Dziś Mannoia i Simoncini żyją razem w Ameryce pod zmienionym nazwiskiem, objęci programem ochrony przez FBI.
Luciano Liggio zrewolucjonizował kodeks honorowy starej mafii, każąc zabijać kobiety i dzieci. Nazywano go Profesorem. Przejął władzę po Papieżu i kiedy był szefem Kopuły, podlegali mu Riina i Bagarella. Liggio miał olbrzymie powodzenie u kobiet. Kiedy zabił przywódcę ruchu chłopskiego – narzeczona ofiary przyrzekła zemstę, krzycząc na placu, że zje wątrobę mordercy. Potem zbrodniarza ukrywała we własnym domu.
Pierwszą kobietą na Sycylii, która współpracowała z policją, była Antonina Orlando. Zabili męża na jej oczach. Poszła do adwokata, który wziął pieniądze i doradził, aby milczała. Na szczęście sprawą zainteresował się inny adwokat, broniący wcześniej Frankę Viola – pierwszą dziewczynę, która zdecydowała się oskarżyć swojego gwałciciela. – Te odważne kobiety to jednak kropla w morzu. Niestety Sycylijki w większości są jak trzy małpki: jedna zatyka oczy, druga uszy, trzecia usta.
Maria Falcone po zamachu na brata założyła fundację, aby propagować ideały, w jakie wierzył. Przy ulicy Notarbartolo 102, naprzeciw domu sędziego, rosła olbrzymia magnolia. Po zamachu, jeszcze tej samej nocy, ludzie zaczęli przychodzić pod to drzewo. Składali kwiaty, palili znicze, wieszali kartki z kondolencjami, poezjami, protestami. Wisiały jak liście przez wiele tygodni. Później rodzina zebrała je i wydała książkę. Magnolia stała się pomnikiem spontanicznie poświęconym Giovanniemu przez ludzi, dla których był nadzieją.

NASZE GŁUCHE MILCZENIE

Na ulicy D’Amelio, gdzie zginął Paolo Borsellino, o zamachu bombowym przypomina tylko mała tabliczka pamiątkowa. Żona sędziego Rita Borsellino widziała, jak mafia wysadza w powietrze jej męża. Tak jak Maria Falcone robi wszystko, aby nie zapomniano.
Stąd jest blisko do Ucciardone – pentagonalnej twierdzy przemienionej w najcięższe włoskie więzienie. Tu odsiadują wyroki wszyscy mężczyźni Ninetty Bagarelli. W środku, w auli sądowej przemienionej w bunkier, odbył się maksiproces, gdzie głównym świadkiem był Tommaso Buscetta. Bossowie siedzący w klatkach, przeciw którym zeznawał – krzyczeli: – Wysoki Sądzie, jak można wierzyć facetowi, który jest bigamistą.
Pierwszy świadek koronny we Włoszech zdradził wszystkie sekrety mafii i wszystkie zasady męża honoru. Jego słabością były kobiety. Miał trzy żony. Z pierwszą – Melchiorrą Cavallaro, ożenił się w wieku 17 lat i bardzo szybko spłodził czwórkę dzieci. Kiedy się roztyła – uwiódł Verę Girotti, kochającą ruletkę i życie nocne. Poślubił ją w Nowym Jorku pod zmienionym nazwiskiem i przez 5 lat żył w bigamii. Miał z Verą dwoje dzieci – pozostawiła go z nimi któregoś dnia, zmęczona ucieczką przed Interpolem. Ostatnią wybranką została brazylijska studentka – Maria Cristina de Almeida Guimaraes. Po ślubie, kiedy Cristina była w ciąży z pierwszym dzieckiem, zatrzymała ich policja brazylijska. Kiedy boss siedział w więzieniu po raz drugi, klan corleończyków wymordował mu całą rodzinę. Buscetta zaczął współpracować z sędzią Falcone z miłości do Cristiny.
Od Ucciardone centralną ulicą Wolności można dojść do sądu. Pałac Sprawiedliwości to też obiekt pilnie strzeżony. Gigantyczna budowla z białego marmuru w stylu faszystowskim ma przestrzenne korytarze i olbrzymie aule sądowe. Również i te mury niejedno widziały. Na przykład procesy w sprawie Serafiny Battaglia. Kolejnej wdowy. Przez lata namawiała swojego przyrodniego syna, aby pomścił ojca. Kiedy zabili także jego – z zemsty oskarżyła 30 bossów i świadczyła przeciwko nim w przewodzie sądowym trwającym niemal 20 lat. W sali obrażała przestępców (– Wszyscy mafiosi to rogacze!), pluła na nich, wrzeszczała histerycznie. Kiedy sąd przywoływał ją do porządku – odpowiadała: – Gdyby wszystkie kobiety zachowywały się tak godnie jak ja, mafii na Sycylii nie byłoby już od dawna!!!
Kilka ulic dalej mieści się Centrum Peppino Impastato. Stara Felicia Bartolotta Impastato mieszka w Cinisi nieopodal Palermo. Jej mąż był związany z klanem Tana Badalamenti. Jeden z dwóch synów – Peppino, w dzieciństwie przeżył zamach bombowy na wuja. Jako student założył radio w miasteczku i agitował przeciwko mafii oraz jej lokalnemu bossowi. 9 maja 1963 r. Peppino Impastato został pobity i uduszony. Zwłoki wysadzono w jego samochodzie. Było to w dzień zabójstwa porwanego premiera Aldo Moro – nikt więc do morderstwa na prowincji nie przykładał wagi. Śledztwo umorzono, gdyż skorumpowana policja orzekła, że Impastato należał do Czerwonych Brygad i zginął próbując dokonać zamachu. Z biegiem lat matka i przyjaciele: Anna Puglisi i Umberto Santino, założyli pierwsze we Włoszech stowarzyszenie walczące przeciw mafii. W 1994 r. wystąpili o powtórne dochodzenie. Sprawiedliwości stało się zadość dopiero w marcu 2001 r. po 38 latach.
To również kobiety potrafiły przeciwstawić się skutecznie przestępczości zorganizowanej, zmuszając polityków, aby wydali jej walkę. Po zamachu na sędziów przez miesiące trwał w Palermo protest białych prześcieradeł wywieszanych z okien, milczące marsze i całonocne czuwania. Pogrzeb 19-letniej Rity Atria, która była najmłodszym świadkiem koronnym płci żeńskiej (w procesie przeciwko zabójcom ojca i brata) – stał się ogólnokrajową manifestacją środowisk kobiecych. Kiedy mafia zabiła Borsellina – Rita rzuciła się z okna. Na jej pogrzebie w Partanna matka nie pojawiła się uważając, że córka jest zdrajczynią. Przyjechały za to kobiety z całych Włoch. Stara Atria przyszła na grób po kilku dniach i zdjęcie córki rozbiła młotkiem.
Dziewczynka prowadziła dziennik, napisała w nim: „Mafia to także my – nasze ślepe i głuche milczenie”.

© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, 2002

Ofiary numer 288 i 289

Kobietę znalazł nurek. Była pod pokładem zdezelowanej łodzi rybackiej, która poszła na dno u brzegów Lampedusy.

Urodziło się, gdy matka umierała, tylko po to, aby też umrzeć. Jeżeli wydało z siebie pierwszy krzyk, to wraz z nim przyszła śmierć, gdy woda dostała się do płuc. Zginęli razem, choć może nie w tym samym momencie, uwięzieni wraz z innymi imigrantami pod pokładem łodzi, która zatonęła 3 października 2013 r. tuż przy brzegach Lampedusy. Była to jedna z największych tragedii „śródziemnomorskiego holocaustu”. Matka miała niespełna 20 lat, jej dziecko zaledwie 7 miesięcy. Byli połączeni pępowiną, gdy ich znaleziono. Pochowano ich razem w jednej dużej brązowej trumnie, nadając im numer „288” i „289”. Nic więcej o nich nie wiemy.

Tragedia, od której Europa wciąż odwraca oczy

O tragediach ludzi, których pochłonęło Morze Śródziemne, piszę już od ponad czternastu lat. Nic się przez ten czas nie zmieniło. Przybyło tylko ofiar. Na przestrzeni lat 2000–2013 zginęło co najmniej ponad 23 tys. migrantów, którzy próbowali dostać się do Europy nielegalnie, morzem lub ziemią. To dwa razy więcej niż liczba, którą podaje się oficjalnie – a i tak zaniżona. Tragedia rozmiaru konfliktu zbrojnego – zresztą migranci szturmujący Europę uciekają najczęściej przed wojnami toczącymi się w ich kraju; imigracja jest dla nich osobistą wojną o przetrwanie.

Dane te udało się wreszcie zebrać w sierpniu 2013 roku dzięki projektowi „Migrants Files” – dziennikarze kilku europejskich gazet podliczyli skrupulatnie ofiary. Informacje są jednak nadal niekompletne. Na mapie, którą można obejrzeć, czerwone kręgi wskazują miejsca największych tragedii. Morze Śródziemne, Cieśnina Gibraltarska i Ocean Atlantycki u wybrzeży Maroko, Sahary Zachodniej i Mauretanii jawią się niczym wielki cmentarz. W ciągu ostatnich czternastu lat przynajmniej 8 tys. osób zginęło w Cieśninie Sycylijskiej, która stanowi dziś jedną z najczęściej uczęszczanych – ale i najbardziej niebezpiecznych dróg migracyjnych do Europy.

„288” i „289”

Kiedy myślę o „holocauście śródziemnomorskim”, jego największym symbolem jest dla mnie właśnie śmierć tej młodej matki i jej dziecka. Na starą, zdezelowaną łódź rybacką, która wiozła ich w podróż do „ziemi obiecanej”, załadowano 518 osób. Kiedy w nocy zbliżali się już do brzegów Lampedusy, ktoś na pokładzie podpalił kołdrę, aby dać znać, że potrzebują pomocy. Na statku wybuchła panika – ci, którzy byli pod pokładem (głównie kobiety, dzieci i nieletni), chcieli się wydostać na górę. Łódź się przechyliła i poszła na dno jak kamień. Zginęło wtedy 366 osób. Tych, którzy ocaleli, uratowali turyści i mieszkańcy Lampedusy, płynąc na pomoc wszystkim, czym się dało. W ubiegłym tygodniu we Włoszech obchodzono pierwszą rocznicę tej – jak do tej pory największej, znanej – tragedii na Morzu Śródziemnym.

Na włoską wyspę przyjechał przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz, aby wziąć udział w uroczystościach upamiętniających ofiary. Powiedział: „Tragedia na Lampedusie jest plamą na sumieniu Europejczyków”. Przyjęto go okrzykami: „Mordercy, to wy jesteście winni!”…

Ciężarną kobietę znalazł nurek – włoski karabinier Renato Sollustri. „Kiedy o trzeciej po południu udało nam się wreszcie dotrzeć do ostatniej komory pod pokładem, przedzierając się przez mur ciał, zobaczyliśmy dziewczynę z brzuchem. Brakowało nam już tlenu w butlach, ale nie chcieliśmy wypłynąć na powierzchnię bez niej i bez młodego chłopca, który miał na sobie niebieską podkoszulkę z napisem „Italia”. Kiedy ją wreszcie wyciągnęliśmy i położyliśmy na dnie, zorientowaliśmy się, że w spodniach był płód. Nie spałem potem przez dwa dni…” – opowiadał Sollustri.

Pozostałe ciała ofiar wyciągano związane sznurami, ścigając się z czasem. W Lampedusie brakowało trumien i miejsc na cmentarzu dla imigrantów. Dyskutowano, czy wcześniaka potraktować jeszcze jako płód, czy już jako człowieka – rozdzielić z matką i pochować oddzielnie w małej białej trumnie, jak pozostałe dzieci. W końcu pochowano ich razem, ale jako matkę i dziecko – siedmiomiesięczny noworodek też otrzymał numer. „Nie zapomnę nigdy tych setek trumien ustawionych w rzędach, w środku są także dzieci” – mówił José Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, który wtedy przyjechał osobiście do Lampedusy. Od tamtego czasu jednak nic się nie wydarzyło. A raczej wydarzyło – nowe tragedie, nowe śmierci, kolejne matki i dzieci, które pochłonęło morze.

Do ofiar policzonych przez „Migrants Files” należy dodać ponad 2500 ludzi, którzy od początku 2014 utonęli lub zaginęli na morzu. Tylko 18 września tego roku na wodach międzynarodowych w pobliżu Malty utonęło blisko 400 osób (w tym kobiety i dzieci) w wyniku umyślnego zatopienia łodzi z migrantami przez przemytników ludzi, którzy mieli dopłynąć z nimi do Europy.

W październiku 2013 w południowej części Morza Śródziemnego rozpoczęła się humanitarna operacja wojskowa zwana „Mare Nostrum” (Nasze Morze – jak od wieków jest nazywany basen śródziemnomorski). Cele są dwa: zapewnienie bezpieczeństwa życia na morzu i postawienie przed sądem wszystkich tych, którzy czerpią zyski z nielegalnego przemytu migrantów. Do patrolowania Cieśniny Sycylijskiej i ratowania imigrantów Włosi zaangażowali statki i samoloty marynarki wojennej, sił powietrznych, karabinierów, gwardię finansową, straż przybrzeżną, wojskowy korpus włoskiego Czerwonego Krzyża i policję.

Zdania na temat sensu i skuteczności „Mare Nostrum” są podzielone. Jak ocenia UNHCR – Przedstawicielstwo Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców – do Włoch w tym roku przybyło dwa razy więcej osób niż w ubiegłym. Fala migracyjna nie maleje, choć lato się już kończy, a wraz z nim dobra pogoda ułatwiająca niebezpieczną przeprawę. Są dni, w którym statki włoskiej Marynarki Wojennej ratują na morzu tysiące osób. Zdaniem przewodniczącego włoskiej partii Ligii Północnej, znanej od dawna ze swojej ksenofobii – w efekcie „Mare Nostrum” wzrosła liczba tych, którzy chcą ryzykować życie. Na operacji humanitarnej mają się więc bogacić przemytnicy ludzi. Z kolei dla włoskiego premiera Matteo Renziego „Mare Nostrum to znak, że Europa ma jeszcze serce i nie pozwoli umierać matkom i ich dzieciom, bez względu na narodowość”.

Drogi przemytu ludzi

Szturm z Afryki na Europę trwa od końca XX wieku. Głównych szlaków migracyjnych jest kilkanaście. Najstarszy z nich, wykorzystywany przez lata, wiódł z Maroka do Hiszpanii, przez Cieśninę Gibraltarską. Drugi „szlak hiszpański” wiedzie z wybrzeża Afryki (Maroko, Sahara Zachodnia, Mauretania, Senegal, Gambia i Gwinea) przez Atlantyk do archipelagu Wysp Kanaryjskich. Przez Morze Śródziemne prowadzi wiele szlaków. Najbardziej uczęszczany i dziś najpopularniejszy łączy wybrzeże Libii (pomiędzy Trypolisem i Az-Zawiją) z Lampedusą, Sycylią i Maltą. Dwie inne drogi morskie łączą wschodnie wybrzeże Tunezji (pomiędzy Susa i Monastyrem) z Lampedusą oraz jej wybrzeże północne (między Al-Watan al-Kibli i Bizertą) z Pantellerią. Z Egiptu wypływają coraz częściej kutry rybackie z emigrantami, które kierują się na wybrzeże wschodniej Sycylii i Kalabrii. Od 2006 roku istnieje nowa trasa migracyjna pomiędzy Algierią i Sardynią – wyrusza się z Annaby (starożytnej Hippony).

Zanim Malta weszła do Unii Europejskiej, była głównym przyczółkiem migracji afrykańskiej – każdego roku na wyspę z wizą turystyczną przyjeżdżało tysiące migrantów, a stamtąd wieziono ich nielegalnie na wybrzeża Sycylii. Dziś Malta w sposób najbardziej bezwzględny broni się przed nielegalną imigracją. Przemytnicy ludzi wolą więc ją omijać i wybierają Włochy.

We wschodniej części Morza Śródziemnego dwie inne drogi wodne prowadzą z wybrzeża Turcji do pobliskich wysp greckich na Morzu Egejskim. Na Kretę dobijają łodzie z wybrzeża egipskiego. Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku wypływano bezpośrednio z wybrzeża Turcji do Kalabrii i z Albanii do Apulii – dziś trasy te porzucono. Jednak w związku z nowym konfliktem w Iraku pierwsza z nich – choć długa i niebezpieczna – może powrócić do łask.

Geografia migracji jest płynna i uzależniona od konfliktów, wojen, kryzysów politycznych lub gospodarczych.

Kto ma prawo do azylu?

Obecnie głównymi krajami, z których napływają imigranci do Włoch, są Syria, Erytrea, Somalia, Egipt, Libia, Nigeria, Irak, Pakistan, Gambia, Mali, Afganistan, Senegal i Sudan. Większość z nich miałaby prawo do azylu politycznego jako uchodźcy. We Włoszech jednak procedury te są długie i utrudniane. UE nie ma wspólnej polityki azylu. Tylko 10–15% imigrantów, którzy przepływają morze z narażeniem życia, chce pozostać we Włoszech; celem reszty jest połączenie się z rodziną mieszkającą w innych krajach. Ludzie przypływający nielegalnie do włoskich wybrzeży są identyfikowani i dzieleni na tych, którzy mają prawo do azylu lub nie. Uchodźców przewozi się do ośrodków pobytu czasowego na terenie całych Włoch, gdzie są przetrzymywani od dwóch tygodni do pół roku, których potrzeba na procedury biurokratyczne zezwalające na wydanie dokumentów pobytowych. Ci, którzy nie mają prawa do azylu (głównie Tunezyjczycy, Marokańczycy, Egipcjanie), są natychmiast wydalani z kraju. Włochy w ostatnich latach podpisały wiele umów bilateralnych o ekstradycji z państwami Afryki Północnej. Ale po Arabskiej Wiośnie i upadku reżimów po drugiej stronie Morza Śródziemnego nie ma już partnerów skorych do kontrolowania migracji.

Biznes na wielką skalę

Nielegalny przemyt ludzi do UE jest bardzo dobrze zorganizowany i przynosi organizacjom przestępczym setki milionów euro rocznie. Odbywa się w dwóch etapach: przeprawa przez pustynię i przeprawa przez morze. Każdy z nich kosztuje od 1 tys. do 2 tys. euro na osobę. Dziś, gdy wzrosła liczba uchodźców, spadły też trochę ceny. Pieniądze za ryzykowną podróż płacą zwykle członkowie rodzin, którzy są już w Europie; niektórzy sprzedają mienie i cały dobytek, aby dostać się do „ziemi obiecanej”. Pieniądze nie podlegają zwrotowi – ale bilet jest „otwarty”, co oznacza, że jeżeli komuś nie uda się dostać łodzią na drugi brzeg, a przeżyje, może próbować jeszcze raz. Podróż trwa miesiące, a dla niektórych nawet lata.

Podstawą systemu są tzw. rekrutujący (recruteurs lub connection man). To ludzie, którzy odbyli niebezpieczną podróż, byli w Europie, a potem powrócili w rodzinne strony – mają kontakty z przemytnikami na każdym szczeblu, zwłaszcza z tymi, którzy organizują przeprawy morskie w Libii i Maroko. Są oni żywą gwarancją tego, że sen o „ziemi obiecanej” jest do zrealizowania.

Pierwszy etap podróży organizują lokalne mafie i przemytnicy. O tym, jak odbywa się przerzut przez Saharę, europejska opinia publiczna wciąż wie bardzo mało. Imigranci są transportowani na ciężarówkach, dżipami lub ukrywani w kontenerach. Podróżują najczęściej bez jedzenia i wody. Konwoje są często zatrzymywane i przeszukiwane przez lokalne policje lub napadane przez bandy, które chcą obrabować migrantów z pieniędzy. Kontenery są też ostrzeliwane. Osoby podróżujące przez pustynię niejednokrotnie zostają ranne i nikt ich nie leczy. Jeżeli ich stan jest ciężki, pozostawia się je na pustyni. W ciągu ostatnich dziesięciu lat udokumentowano 1590 takich zgonów. Dla migrantów Sahara stała się trumną, tak jak Morze Śródziemne. W 2005 r. marokańska policja porzuciła w środku pustyni, bez wody, jedzenia i pomocy medycznej ponad 500 imigrantów wydalonych z hiszpańskich enklaw Ceuta i Melilla.

Niezliczone rzesze młodych niewolników żyją w oazach Nigru i Libii, tworząc getta narodowościowe. W oazie Dirkou w Nigrze doliczono się przynajmniej10 tys. ludzi, którzy utknęli tam bez pieniędzy i muszą miesiącami pracować niewolniczo, aby zarobić na bilet do Libii (ok. 200 zł). Ci, którzy dostaną się wreszcie do Libii lub Maroka, przechodzą w ręce tamtejszych organizacji (które mają charakter przestępczy, ale niekoniecznie są złożone z przestępców – jeden z byłych przemytników, dzięki któremu wzbogaciła się cała okolica, w Maroko został wybrany na burmistrza). W Libii punktem zbiorczym jest Al-Zawija (skąd wypływa się w kierunku Lampedusy, Sycylii i Malty).

Imigranci są ukrywani w magazynach lub domach organizacji przez kilka dni, aż nie znajdzie się jakiś środek transportu – czyli ukradziona łódź rybacka albo wrak, w którym łata się dziury. W nocy wsiadają na pokład. Operacje są prowadzone w pośpiechu, często oddziela się dzieci od rodziców i z tego powodu tak wielu nieletnich bez opieki przybywa do Europy – według danych włoskiego Czerwonego Krzyża tylko w 2013 r. było ich ponad 11 tys. Mężczyźni, którzy zgłaszają się na ochotników, aby kierować łodzią, zwykle bez doświadczenia w żegludze i nawigacji, podróżują za darmo. Trudno się więc dziwić, że łodzie z migrantami tak często wywracają się i idą na dno… Jeszcze do niedawna łodzie prowadzili lokalni rybacy znający dobrze morze – teraz jednak, gdy trwa akcja „Mare Nostrum” i grozi im areszt oraz więzienie, nie chcą ryzykować. Libijczycy, którzy organizują logistykę i przeprawę przez Morze Śródziemne, zarabiają ok. 200 tys. euro na każdej łodzi desperatów.

Libijskie piekło

Kiedy Libią rządził Kaddafi, rząd Silvio Berlusconiego zawarł z nim porozumienie bilateralne o współpracy przeciwko nielegalnej imigracji i sfinansował budowę obozów dla uchodźców, w których miesiącami, a nawet latami, przetrzymywano migrantów. W rzeczywistości były to regularne więzienia. Międzynarodowy Czerwony Krzyż odnotował 60 struktur, w których przetrzymywano ok. 10 tys. migrantów.

Amnesty International i Human Rights Watch wielokrotnie sygnalizowały, że miało w nich miejsce łamanie praw człowieka: bezpodstawne zatrzymania, ciężkie pobicia, tortury i gwałty. Ludzie byli przytrzymywani po kilkadziesiąt osób w małych celach, w bardzo złych warunkach higienicznych, o chlebie i stęchłej wodzie.

„Spędziłam dwa lata w Libii. Byłam trzy razy aresztowana przez policję. Po raz pierwszy, kiedy jechałam przez pustynię – na granicy między Sudanem i Libią. Dwa razy, kiedy byłem już w Libii. Przez miesiąc przetrzymywano mnie w więzieniu w Kufra. Spałam z 50 lub 60 osobami w jednym małym pomieszczeniu, na ziemi – mężczyźni razem z kobietami. Dawali nam tylko śmierdzącą wodę i stary chleb. Byłem świadkiem gwałtu na kobietach. Często czterech lub pięciu policjantów wchodziło do celi, wybierało jedną i gwałciło ją przy wszystkich. Wiele kobiet zachodziło w ciążę. Wiele zginęło w wyniku nielegalnych aborcji do jakich je zmuszano” – to świadectwo Erytrejki, której udało się dotrzeć do Włoch. Włoskie organizacje humanitarne takich świadectw zebrały wiele.

Holocaust przez małe „h”

Dziś w Libii panuje prawdziwy chaos, walczą ze sobą różne ugrupowania religijno-polityczne. Imigracja wymknęła się całkowicie spod kontroli rządowej i dla wielu Libijczyków stała się regularnym źródłem utrzymania. Każdego dnia z libijskiego wybrzeża odbijają zdezelowane łodzie wypełnione po brzegi zdesperowanymi ludźmi. Ich przemytem zajmuje się prawie każdy. Więzienia dla migrantów funkcjonują jednak nadal i wciąż są w nich przetrzymywani mężczyźni i kobiety – tylko dlatego, że są „nielegalni”. Nikt w Unii Europejskiej jednak o tym nie mówi – a zwłaszcza o tym, że kobiety, które na pokłady starych kutrów i łodzi wsiadają już w zaawansowanej ciąży, to najczęściej ofiary gwałtów dokonanych przez przemytników, bandytów, żołnierzy czy policjantów.

Zwrotu „holokaust śródziemnomorski” na opisanie tej nieprawdopodobnej tragedii użył Andrea Riccardi – były włoski minister ds. współpracy międzynarodowej i integracji oraz założyciel Wspólnoty św. Idziego. Może dla niektórych będzie to termin nieodpowiedni – ze względu na proporcje. Na naszych oczach jednak toczy się zagłada – holocaust przez małe „h”, na który Europa patrzy z taką samą obojętnością, jak patrzyła na Shoah. Numery „288” i „289” są jej wymownym symbolem.

W lipcu 2013 roku papież Franciszek odwiedził Lampedusę. W homilii powiedział: „Gdzie jest twój brat? Kto jest odpowiedzialny za tę krew? W literaturze hiszpańskiej jest komedia Lope de Vegi, która opowiada o tym, jak mieszkańcy miasta Fuente Ovejuna zabijają Gubernatora, gdyż jest tyranem, a robią to w taki sposób, by nie było wiadomo kto wykonał wyrok. A gdy sędzia królewski pyta: «Kto zabił Gubernatora?», wszyscy odpowiadają: «Fuente Ovejuna, panie». Wszyscy i nikt! Również dziś z mocą budzi się to pytanie: Kto jest odpowiedzialny za krew tych braci i sióstr? Nikt! My wszyscy tak odpowiadamy: nie ja, ja nie mam z tym nic wspólnego, być może inni, ale z pewnością nie ja. Ale Bóg pyta każdego z nas: «Gdzie jest krew twojego brata, która woła aż do mnie?». Dziś nikt nie czuje się za to odpowiedzialny; utraciliśmy poczucie bratniej odpowiedzialności”…

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu

Zakrzewicz: Ofiary numer 288 i 289

http://m.krytykapolityczna.pl/artykuly/wybory-europy/20141008/zakrzewicz-ofiary-numer-288-i-289-0

Agnieszka Zakrzewicz | 08.10.2014