Pozdrowienia z pomarańczowej strefy

„Wino białe, piwo, wino czerwone. Jak ktoś nie lubi piwa to spritz.” –  tak żartowali sobie Włosi, kiedy na początku listopada ub.r. wszedł w życie podział na trzy strefy: żółta, pomarańczowa, czerwona. W obostrzeniach trudno było się połapać. Nie łatwo też zrozumieć, co wolno, a czego nie w poszczególnych strefach oznaczonych danym kolorem, który wynika z wartości wskaźnika zakaźności R, monitorowanego cotygodniowo przez ISS – włoski Wyższy Instytut Zdrowia i Ministerstwo Zdrowia. Mały świąteczny lockdown nie pomógł i od 16 stycznia 2021 r. we Włoszech obowiązują nowe obostrzenia (weszły w życie w niedzielę 17 stycznie). Nastąpiło ogólne pogorszenie się sytuacji epidemiologicznej.

Po raz pierwszy od ubiegłorocznego lockdownu (z wyjątkiem okresu świątecznego, w którym jednakowe obostrzenia wprowadzono na całym terytorium kraju), w strefie pomarańczowej znalazł się Rzymu i Lacjum.

Niestety wiele włoskich regionów przekroczyło R 1, co zwiększa „ryzyko niekontrolowanej epidemii”. W strefie pomarańczowej znalazły się Dolina Aosty, Piemont, Liguria, Wenecja Euganejska, Emilia-Romania, Marche, Umbria, Abruzja, Lacjum, Apulia, Kalabria. W strefie czerwonej: Lombardia, Bolzano-Górna Adyga, Sycylia. W strefie żółtej pozostają: Fruli-Wenecja Julijska, Trydent Górna-Adyga, Toskania, Sardynia, Molise, Kampania, Bazylikata. W 12 regionach i prowincjach wskaźniki dotyczące oddziałów intensywnej terapii znowu przekroczyły krytyczny próg. We Włoszech odnotowano już 2,37 mln osób zakażonych koronawirusem, 1,73 mln wyzdrowiało. Zmarło 81.800 osób. Liczba dziennych zgonów waha się w granicach pięciuset. Ogólnokrajowy wskaźnik zakaźności wynosi R 1,09. Zaszczepiono pierwszy milion osób.

W całym kraju obowiązuje godzina policyjna od od 22:00 do 5:00, podczas której nie można się przemieszczać, chyba że wymagają tego obowiązki wynikające z  pracy, konieczności wyższej lub stanu zdrowia, co zostaje potwierdzone samozaświadczeniem.

W strefie żółtej życie toczy się w miarę normalnie… Bary i restauracje są otwarte do godz. 18:00, a później można sprzedawać tylko na wynos. Zamknięte są siłownie, baseny, teatry, kina, muzea. Ośrodki sportowe pozostają otwarte.

W strefie pomarańczowej dodatkowe obostrzenia przewidują zamknięcie barów i restauracji przez 7 dni w tygodniu, jedzenie na wynos może być sprzedawane tylko do godz. 18:00 i nie może być konsumowane w bliskiej odległości lokalu. Nie ma ograniczeń co do dostaw cateringowych do domu. Zostają zamknięte centra handlowe w święta i w dzień poprzedzający je, z wyłączeniem aptek, parafarmacji, punktów gastronomicznych, sklepów tytoniowych i kiosków. Zamknięte pozostają muzea. Jest zabronione przemieszczanie się z jednego regionu do drugiego oraz z jednej gminy do drugiej, z wyjątkiem uzasadnionych powodów. Przemieszczanie się z gmin o liczbie do 5000 mieszkańców jest dozwolone w promieniu 30 kilometrów od ich granic (na przykład w celu zakupów), z wyjątkiem podróży do stolicy prowincji. Nauczanie na odległość jest przewidziane dla szkół średnich, z wyjątkiem uczniów niepełnosprawnych oraz w przypadku korzystania z laboratoriów. Pozostają otwarte przedszkola, szkoły podstawowe i gimnazja. Zamknięte są uniwersytety, z wyjątkiem niektórych zajęć dla studentów pierwszego roku i laboratoriów. Dodatkowo transport publiczny może przewozić do 50% osób, z wyjątkiem transportu szkolnego. Zostaje zawieszona działalności salonów gier, zakładów bukmacherskich, bingo i automatów do gier również w barach i kioskach. Baseny, siłownie, teatry i kina pozostają zamknięte.

W strefie czerwonej obowiązują bardzo rygorystyczne zasady. Bary i restauracje pozostają zamknięte przez 7 dni w tygodniu regionów, sprzedaż jedzenia na wynos jest dozwolona do 22:00. W przypadku dostawy do domu nie ma ograniczeń. Pozostają zamknięte wszystkie sklepy, z wyjątkiem supermarketów spożywczych, sklepów spożywczych i z artykułami pierwszej potrzeby. Kioski, sklepy tytoniowe, apteki i parafarmacja, pralnie i fryzjerzy pozostają otwarte. Salony urody są zamknięte. Tak samo, siłownie, baseny, teatry, kina, muzea. Pozostają otwarte tylko przedszkola, szkoły podstawowe i gimnazja. Kształcenie na odległość obowiązuje w liceum, dla klas drugiej i trzeciej. Uniwersytety są zamknięte, z określonymi wyjątkami. Zostają zamknięte ośrodki sportowe z wyjątkiem tych, w których trenuje się profesjonalnie z potwierdzeniem ze strony związków CONI i CIP. Aktywność fizyczną można uprawiać w pobliżu domu (spacery), zajęcia sportowe na świeżym powietrzu dozwolone są wyłącznie w formie indywidualnej. Zostają zamknięte salony gier, zakłady bukmacherskie, bingo, także w barach i kioskach. W transporcie publicznym, z wyjątkiem transportu szkolnego, dozwolone jest przewożenie do 50% osób.

„Kolorowe strefy” obowiązują przez dwa tygodnie. Po tym okresie następuje weryfikacja parametrów epidemiologicznych i rząd może podjąć decyzję, czy dany region nadal pozostaje w danej strefie, czy ją zmienia – na „lepszą” lub „gorszą”.

Dekret rządowy z 16 stycznia b.r. wprowadza również po raz pierwszy „strefę białą”, w której ma „otworzyć się” wreszcie kultura. W strefie białej wskaźnik zakaźności R powinien wynosić 0,5 czyli poniżej 50 osób na 100 tys. mieszkańców. Do tego jednak jeszcze bardzo daleko każdemu regionowi…

Stan wyjątkowy we Włoszech został przedłużony do 30 kwietnia. Nowy dekret obowiązuje do 5 marca 2021 r. Zakaz przemieszczania się między regionami/prowincjami autonomicznymi zostanie utrzymany do 15 lutego 2021 r., z wyłączeniem uwiarygodnionych potrzeb zawodowych, sytuacji wyższej konieczności, względów zdrowotnych, powrotu do miejsca zamieszkania.​​​ W odwiedzinach w domu mogą jednocześnie uczestniczyć dwie osoby nie będące domownikami, nie wliczając w to dzieci poniżej 14 lat oraz osób niepełnosprawnych.

Stoki narciarskie pozostają zamknięte do 15 lutego 2021 r.

Nowe zasady dla osób podróżujących z Polski i innych krajów

Od 16 stycznia weszły w życie również nowe zasady obowiązujące osoby podróżujące z Polski do Włoch. Polska wraz z innymi krajami została zaliczona do krajów znajdujących się w grupie C (Andora, Austria, Belgia, Bułgaria, Chorwacja, Cypr, Czechy, Dania, Estonia, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Irlandia, Islandia, Liechtenstein, Litwa, Luksemburg, Łotwa, Malta, Monako, Niemcy, Niderlandy, Norwegia,  Polska, Portugalia, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria, Szwecja, Węgry), czyli do strefy ryzyka.

Jak informuje Ambasada RP w Rzymie, w  związku z tymi zmianami w okresie od  16 stycznia do 05 marca 2021 r., przed przekroczeniem granicy włoskiej należy: 1) wypełnić oświadczenie (autodichiarazione); 2) przedstawić zaświadczenia o negatywnym wyniku badania na koronawirusa, przeprowadzonego najwcześniej na 48 godzin przed wjazdem na terytorium Włoch. Akceptowane są jedynie testy wymazowe: molekularne i antygenowe. W przypadku braku takiego testu należy poddać się 14-dniowej kwarantannie; 3) dodatkowo, osoby wjeżdżające do Włoch z wyżej wskazanych obszarów muszą zgłosić swój przyjazd do przychodni lokalnej właściwej dla miejsca pobytu (Dipartimento di Prevenzione dell’Azienda Sanitaria).

Testów nie muszą przedstawiać i nie muszą się poddawać kwarantannie: a) osoby wjeżdżające do Włoch własnym środkiem transportu, pod warunkiem, że opuszczą terytorium Włoch w ciągu 36 godzin od wjazdu. Za taki „tranzyt”, w myśl obecnych przepisów epidemicznych, uznaje się wyłącznie przejazd przez terytorium Włoch bez postojów. Zatrzymanie się np. na nocleg skutkowałoby natomiast uznaniem podróży za „krótki pobyt”, a to z kolei wiązałoby się z koniecznością przedstawienia aktualnych wyników testów w kierunku Covid-19; b) osoby przesiadające się na lotniskach we Włoszech w podróży do innych państw (bez opuszczania strefy tranzytowej); jeśli jednak opuściłyby strefę tranzytową na lotnisku – podlegają ogólnym przepisom i obostrzeniom; c) osoby wjeżdżające do Włoch na czas nie dłuższy niż 120 godzin z udowodnionych przyczyn zawodowych, zdrowotnych lub absolutnej konieczności; d) załogi środków transportu.

Osoby, które przebywały Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej lub przejeżdżały przez terytorium tych państw w ciągu ostatnich 14 dni nie mogą wjechać na terytorium Włoch. Wjazd do Włoch możliwy jest tylko w celach zawodowych, zdrowotnych, naukowych, w sytuacjach nagłych, lub konieczności powrotu do miejsca zamieszkania. Nie ma możliwości wjazdu w celach turystycznych.  Należy również wypełnić oświadczenie (autodichiarazione).

Ponadto, należy zawsze brać pod uwagę dodatkowe obostrzenia lokalne i regionalne wynikające z podziału Włoch na trzy strefy: żółtą, pomarańczową i czerwoną. Oznacza to, że lądując na lotnisku poza regionem, do którego mamy zamiar się udać, nie będzie można się do niego przemieścić w okresie trwania obostrzeń. Kontrole są prowadzone na dworcach kolejowych.

Miejmy nadzieję, że za dwa tygodnie coś się zmieni… na lepsze…

Agnieszka Zakrzewicz

Również we Włoszech rośnie liczba zakażeń. Włosi zastanawiają się dlaczego?

We Włoszech rośnie liczba zakażeń Sars-CoV-2. W piątek 7 sierpnia było 550 nowych osób pozytywnych, w sobotę 8 sierpnia – 347, w niedzielę 9 sierpnia – 463 (w weekend następuje spadek fizjologiczny). Choć wciąż niewysokie w porównaniu z innymi krajami, to jednak są to już liczby alarmujące w stosunku do 150-200 przypadków, do których Włochy przyzwyczaiły się między czerwcem a lipcem. Sytuacja epidemii, choć „niekrytyczna”, pozostaje „płynna” i „daje znaki ostrzegawcze” – można przeczytać w cotygodniowym monitoringu Ministerstwa Zdrowia i Wyższego Instytutu Zdrowia. Nieznaczny wzrost liczby przypadków spowodował, że wskaźnik zakaźności R przekroczył wartość 1 w prawie wszystkich regionach Włoch. To czerwone światełko ostrzegawcze, którego nie można ignorować. Ogólna sytuacja jest jednak dobra w porównaniu z tym, jak wyglądała w minionych miesiącach. Jak wynika z biuletynu medycznego z 7 sierpnia, w szpitalach było 41 pacjentów na oddziale intensywnej terapii i mniej niż 800 hospitalizowanych z objawami. Nieco ponad 12 tys. osób przebywało w izolacji domowej, przechodząc zakażenie bezobjawowo. Wykonuje się też więcej testów. 7 sierpnia 2020 r, od początku epidemii we Włoszech wykonano ich łącznie 7 158 909, czyli  338 296 więcej niż w poprzednim tygodniu. Zmalała liczba zgonów. Stabilizuje się z dzienną zmiennością na poziomie od 3 do 12.  Łączna liczba zakażonych od początku epidemii to 250.566 osób. Wyzdrowiało 202.098 ludzi.

Aktualnie zdecydowana większość zakażonych jest izolowana w domu (bez  objawów lub z kilkoma symptomami). Nadal badana jest zdolność osób zakażonych bezobjawowych do przenoszenia wirusa na inne osoby i nie wyciągnięto jeszcze żadnych ostatecznych wniosków.

Jaka może być przyczyna wzrostu liczby przypadków zakażeń?

Zastanawiają się włoscy eksperci i stawiają trzy hipotezy: tzw. „zakażenia powrotne”, rozluźnienie norm, możliwość szybszego nadejścia drugiej fali epidemii.

Po pierwsze powodem niepokojącego wzrostu statystyk są nowe ogniska, które tworzą się na całym terytorium kraju. Na przełomie lipca i sierpnia odnotowano ich aż 736. Wszystkie zostały natychmiast odkryte i są pod kontrolą. Nie jest to niespodzianką dla włoskich ekspertów. Zjawisko brano pod uwagę jako konsekwencję zakończenia lockdown i ponownego otwarcia granic oraz odmrożenia działalności gospodarczej. „Byliśmy świadomi, że czeka nas okres współżycia z wirusem. Musimy być szybcy, zdecydowani, zdeterminowani, aby w jak najkrótszym czasie wykryć i kontrolować nowe ogniska epidemii.” – mówił minister zdrowia Roberto Speranza. Na szczęście  chodzi o nowe, małe ogniska, a nie o zakażenie rozpowszechnione na całym terytorium, jak miało to miejsce w Lombardii na przełomie lutego i marca.

Włochy mają w tej chwili do czynienia z tak zwanymi „zakażeniami powrotnymi”. Najbardziej emblematycznym przykładem jest historia dwóch osiemnastolatek z Padwy, które wróciły z wakacji w Chorwacji, gdzie nie używały maseczek, ani innych środków ostrożności, a także ośmiu chłopców z Rzymu, którzy spędzali wakacje na Malcie. Wszyscy okazali się pozytywni na Sars-Cov-2, choć tylko dwoje miało gorączkę. Teraz istnieje obawa, że mogą zachorować ich bliscy. Również wśród Włochów wracających z wakacji z Grecji i Hiszpanii odnotowano zachorowania na Covid-19. Niepokoją powroty opiekunek osób starszych pochodzących z Rumunii, gdzie pod koniec lipca dzienna liczba zakażeń przekroczyła tysiąc. Autobusy przywożące osoby z tego kraju są objęte specjalnym nadzorem sanitarnym. Odnotowuje się przypadki osób pozytywnych wśród migrantów, którzy nielegalnie przypływają na włoskie wybrzeża. Wszystkim są wykonywane obowiązkowe testy, a zakażeni przechodzą kwarantannę. Największe ognisko koronawirusa wybuchło jednak w Treviso, wśród migrantów mieszkających od lat w dawnych koszarach, w warunkach higienicznych, które faworyzują szerzenie się epidemii. Z 309 osób 244 są pozytywne na koronawirusa. Strukturę zamknięto i poddano całkowitej izolacji. Migranci, głównie ciemnoskórzy, skarżą się, że zostali poddani reżimowi więziennemu.

We Włoszech niepokoi przede wszystkim szalona nocna movida, podczas której młodzież nie przestrzega żadnych zasad. Spadł średni wiek nowych pozytywnych: dziś wynosi około 40 lat, zarówno dlatego, że robi się więcej testów młodym ludziom, jak i ze względu na wzrost przypadków importowanych z zagranicy po wakacjach. Osoby starsze są dziś mniej zagrożone epidemią. Całkowita zmiana paradygmatu w porównaniu z marcem i kwietniem, gdzie średnia wieku chorych wynosiła 69 lat.

„Dziewczętom i chłopcom mówię: bądźcie ostrożni, ponieważ w tej chwili to wy jesteście głównym nośnikiem infekcji” – zaapelował minister Speranza do młodych Włochów.
Wyższy Instytut Zdrowia w swoim najnowszym raporcie stwierdził, że występują łańcuchy przenoszenia koronawirusa, gdzie trudno ustalić przyczyny zakażenia i podkreśla to, że epidemia Covid-19 we Włoszech jeszcze się nie skończyła.

Czy będzie druga fala?

Na to pytanie na dzień dzisiejszy nikt nie potrafi odpowiedzieć. Wszystko jest możliwe, gdyż trudno przewidzieć jak zachowa się wirus. Włoscy wirusolodzy nie są co do tego zgodni. Profesor Andrea Crisanti, członek Imerial College London, uważa, że druga fala epidemii może nadejść już pod koniec sierpnia, a więc znacznie wcześniej niż to przewidywano – czyli na jesieni. Massimo Clementi wirusolog z mediolańskiego szpitala San Raffaele twierdzi, że drugiej fali epidemii nie będzie i nie rozumie dlaczego rząd przedłużył stan kryzysowy. Massimo Galli, ordynator szpitala Sacco w Mediolanie jest zdania, że Włochy mogą uniknąć drugiej fali, ale trzeba być bardzo ostrożnym i  wiele zależy od indywidualnych zachowań.

Włoski rząd do 7 września przedłużył obowiązek zachowania bezpiecznego dystansu, noszenia maseczek w pomieszczeniach zamkniętych i częstej dezynfekcji rąk. Według ostatnich sondaży wynika, że 27 proc. Włochów nie nosi maseczek. Oznacza to jednak, że pozostałe 73 proc. mieszkańców Italii stosuje się do zaleceń sanitarnych nakazanych przez władze i widać to na ulicach. W sklepach i w środkach transportu prawie wszyscy są w maseczkach. Wiele osób nosi maseczki na ulicach, gdy znajduje się w skupisku ludzi.

W Instytucie Spallanzani w Rzymie rozpoczynają się eksperymenty na ochotnikach z nową szczepionką przeciwko koronawirusowi, która powstała przy współpracy włoskich naukowców w Oxfordzie. Weźmie w nich udział 90 wolontariuszy między 18 a 85 rokiem życia. Przewiduje się, że pierwsza partia szczepionek – około pół miliona – będzie dostępna we Włoszech już pod koniec 2020 roku. Szczepienia nie będą obowiązkowe. Włochy przygotowują natomiast szeroko zakrojoną kampanię szczepień przeciwko grypie w tym sezonie jesienno-zimowym.

Fundacja Enaudi opublikowała protokoły Komitetu Naukowego odtajnione przez rząd. Wynika z nich, że 7 marca 2020 r., premier Giuseppe Conte podjął decyzję o wprowadzeniu lockdawn na terenie całych Włoch wbrew opinii Komitetu Naukowego, który zalecał tylko całkowite zamknięcie Lombardii. Fakt stał się oczywiście głównym powodem polemiki politycznej pomiędzy rządem a opozycją. Matteo Salvini z Ligi Północnej domaga się dymisji premiera i grozi, że stanie on przed sądem, za to, iż posadził w areszcie domowym miliony Włochów. Koalicja rządząca (Ruch 5 Gwiazd, Partia Demokratyczna, Italia Żywa) broni decyzji politycznych premiera i ministrów.

Kraj przygotowuje się do powrotu uczniów i studentów do szkół od września. Ma się to odbyć z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Komisarz specjalny ds. kryzysowych Domenico Arcuri ma miesiąc, aby zapewnić odpowiednią liczbę pomieszczeń i pojedynczych ławek i odciążyć zatłoczone klasy. Na mocy kolejnego dekretu rządowego zdecydowano o otwarciu targów i rejsów wycieczkowych, dyskoteki i stadiony pozostają nadal zamknięte.

Włochy w trzecim etapie pandemii poradziły sobie znacznie lepiej niż inne kraje i wydają się być bardziej bezpieczne. Wszyscy jednak znów powrócili do sprawdzania codziennych statystyk zakażeń z bijącym sercem.

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu

Cieszę się, że wreszcie pozdrawiam Was z Włoch, a nie z „czerwonej strefy”

Włochy wracają do normalności szybciej, niż się tego wszyscy spodziewali. „Nowa normalność” nie jest wcale aż tak bardzo inna od tej starej.

Od 15 czerwca kraj wszedł w tzw. „trzeci etap” wychodzenia z kryzysu epidemiologicznego. Otworzono kina i teatry. W spektaklach i seansach zamkniętych może uczestniczyć do 200 osób. Można organizować koncerty i imprezy masowe na wolnym powietrzu z udziałem do 1 tys. osób. Dzieci mogą brać udział w obozach i koloniach letnich. Można przemieszczać się po całym terytorium kraju (respektując normy poszczególnych regionów) oraz wyjeżdżać za granicę do krajów UE i Wielkiej Brytanii. Nie można jeszcze uprawiać sportów grupowych i tańczyć w dyskotekach.  

Nadal istnieją zakazy i ograniczenia. Wciąż obowiązuje nakaz noszenia maseczek w pomieszczeniach zamkniętych i w środkach komunikacji. Większa część Włochów nosi je również na powietrzu, gdy ma kontakt z innymi osobami.  Obowiązuje nadal zakaz zgromadzeń w miejscach publicznych.

Zachowanie dystansu społecznego co najmniej jednego metra oraz częsta dezynfekcja rąk stały się normą.

Ostatnie 40 dni były dla kraju wielką próbą, być może nawet większą niż sama kwarantanna. Wyjście z domu po blisko dwóch miesiącach zamknięcia, powrót do codziennych obowiązków, odmrożenie gospodarcze, rozpoczęcie życia społecznego ze świadomością, że epidemia jeszcze nie wygasła i że nie ma pewności czy znów nie powróci. To było jak poruszanie się we mgle. Posuwanie się do przodu krok po kroku, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, kontrolując statystyki i krzywą epidemiologiczną. Podskórny strach, że z dnia na dzień może wybuchnąć jakieś nowe ognisko zakażeń, co doprowadzi do konieczności wprowadzenia powtórnego lock down, towarzyszył wszystkim.

Wróciła movida

Gdy 4 maja, po 55 dniach zniesiono oficjalnie kwarantannę i ludzie wyszli na ulice, czuć było wielką ostrożność i nieufność. Poszło dobrze. Lepiej niż się spodziewano. Transport publiczny, pomimo wielu zastrzeżeń, zdał egzamin. W tak wielkim i chaotycznym mieście jakim jest Rzym to stanowiło prawdziwe wyzwanie. Wiele osób zaczęło przemieszczać się na rowerze lub hulajnogach. Od 18 maja ruszył handel detaliczny, otworzono bary, restauracje, salony kosmetyczne i fryzjerskie (choć początkowo przewidywano ich otwarcie dopiero na 1 czerwca).

Ze względu na zachowanie dystansu, restauracje i bary musiały ograniczyć ilość stolików wewnątrz lokali, ale w zamian mają możliwość bezpłatnego ustawienia ich na zewnątrz. Nie wprowadzono ścianek z pleksi dzielących stoliki. Ludzie nie siadają naprzeciw siebie i obok siebie, jak dawniej, lecz naprzemiennie, opuszczając jedno miejsce, co pozwala zachować odległość. Kelnerzy obsługują w maseczkach i rękawiczkach. Karta dań jest w formie elektronicznej lub wypisana kredą na dużej tablicy. Włosi zaczęli znowu chodzić do restauracji, na aperitiwy, na kawę do baru. Lokale nie są jednak pełne. W wielu znacząco spadły obroty ze względu na brak turystów lub na smart working (osoby nie przychodzące do biura nie korzystają z usług gastronomicznych). Wszyscy z konieczności stali się bardziej oszczędni. Kryzys gospodarczy wywołany pandemią dotyka kieszenie. To przenosi się na handel i na usługi, i na całą gospodarkę.

Od dwóch tygodni otworzono ponownie również wielki rzymski pchli targ – Porta Portese. To miejsce, w którym w każdą niedzielę robi się największe ludzkie zbiorowisko. Wejścia są kontrolowane, reglamentowana ilość osób, obowiązują maseczki oraz pomiar temperatury. Wszyscy mają nadzieję, że to wystarczy i nie powtórzy się sytuacja, jak ta aktualnie w Pekinie. Zagrożenie wybuchu nowych ognisk koronawirusa i druga fala pandemii to nadal przerażające widmo.

Do włoskich miast wróciła movida. Rzymskie Zatybrze wieczorami znowu stało się gwarne i pełne młodzieży stojącej przed barem z napojami w ręku i cieszącej się życiem jak dawniej. Po dość burzliwym pierwszym weekendzie, podczas którego przez miasto przeszły hordy nowych lancknechtów, pozostawiając po sobie śmieci i maseczki jednorazowe, sytuacja społeczna jest trochę mniej napięta. Ludzie się wyluzowali. Może nawet za bardzo… – jak twierdzą niektórzy.

Włochy przeżyły już nie jedną epidemię i nie jedną kwarantannę w swojej długiej historii. Tutaj najlepszą bronią przeciwko zarazie i innym jej konsekwencjom jest zdrowy rozsądek. Miejmy nadzieję, że go nie zabraknie…

Do Włoch wracają turyści

Pierwsi pojawili się Niemcy. Plażują się już nad włoskim morzem i można ich spotkać nawet w Rzymie.

Od 3 czerwca do Włoch można przyjeżdżać na wakacje bez obowiązku kwarantanny. Nie wprowadzono osławionego „paszportu sanitarnego”, nad którym dyskutowano burzliwie i długo, ale który w przypadku Covid-19 nie miałby żadnego sensu. W poszczególnych regionach istnieją ściślejsze zalecenia, do których trzeba się zastosować – dotyczy to przede wszystkim rejestracji pobytu dającej możliwość kontaktu w przypadku podejrzenia o zakażenie Sars-Cov-2. Nie wprowadzono również brzydkich i nieekologicznych parawanów plażowych z pleksi na plażach, o których rozprawiały długo i namiętnie wszystkie media świata. Nie ma obowiązku używania internetowych aplikacji, przez które trzeba się rejestrować by wybrać się nad morze, rezerwując leżak i parasol. Na plażach obowiązuje zachowanie dystansu i higieny, no i oczywiście zdrowy rozsądek.

Przyjeżdżając do Włoch i przemieszczając się po kraju należy rezerwować hotele i promy z wyprzedzeniem, najlepiej internetowo. Właściciele hoteli, apartamentów i b&b mają obowiązek zachowania listy gości przez 20 dni, przestrzegając zasad ustawy o prywatności, w celu umożliwienia szybkiego kontaktu z nimi w przypadku podejrzenia o narażenie na zakażenie koronawirusem.

Od 1 czerwca ponownie otworzyły swoje podwoje Koloseum i Muzea Watykańskie (znajdujące się na terenie Państwa Watykańskiego), a także wszystkie inne włoskie muza i zabytki, tak chętnie zawsze odwiedzane. Choć nowe zasady wizyt są podobne, warto zawsze sprawdzić na stronach internetowych jak to wygląda w poszczególnych placówkach. Przede wszystkim ze względu na fakt, że została ograniczona ilość osób mogących dziennie odwiedzać zabytki i muzea – zakup biletów i rezerwacja terminu z konkretną godziną odbywa się przez internet. Została ograniczona liczebność grup. Przed wejściem jest mierzona temperatura i osoby z gorączką powyżej 37,5 stopnia C nie są wpuszczane do środka. Podczas zwiedzania obowiązuje maseczka i zachowanie dystansu przynajmniej 1 metra. Przed wejściem należy zdezynfekować ręce żelem umieszczonym w pojemniku. Nie można wymieniać się napojami (pić z tej samej butelki lub kubeczka plastikowego) i jedzeniem.

Już 18 maja została otworzona Bazylika św. Piotra, a 9 czerwca Panteon. Przed wejściem znajdują się termoskanery oraz dozowniki żelu dezynfekującego. Kolejka jest regulowana przez pasy wyznaczające na ziemi odległość przynajmniej jednego metra. Po długim okresie zamknięcia z powodu kwarantanny wejście do tych wspaniałych świątyń kultury i wiary jest niesamowitym przeżyciem.

Wreszcie ruszyła wystawa poświęcona Rafaelowi z okazji 500 rocznicy jego śmierci. Trudno jednak będzie ją obejrzeć, gdyż bilety zostały już praktycznie wysprzedane, choć ekspozycję w Scuderie del Quirinale przedłużono do końca sierpnia.

Rzym, w którym brakuje turystów, wydaje jest dobrze przygotowany na ich powtórne przyjęcie. Jest jak zawsze majestatyczny i zachwycający pięknem swoich zabytków. Znowu stał się hałaśliwy i chaotyczny, jak przed pandemią koronawirusa. Pod Fonatnną di Trevi jest już tłoczno. Wszyscy robią sobie selfie w maseczkach…

Teraz nas wszystkich czeka nowy sprawdzian – loty… Będziemy uczyć się latać ponownie, z większymi trudnościami, jak po 11 września…

Wreszcie dobre wiadomości

Patrzę z ulgą na statystyki z 16 czerwca 2020 roku i myślę o tych tragicznych dniach, w których pisałam „Pozdrowienia z czerwonej strefy” zaczynając od liczenia zmarłych… Od początku wybuchu epidemii we Włoszech patogenem Sars-Cov-2 zaraziło się łącznie 237.000 osób, zmarło 34.405, wyzdrowiało 178.526. Aktualnie według oficjalnych statystyk jest 24.569 osób pozytywnych, z czego 3.301 znajduje się w szpitalu, a 177 z nich wymaga intensywnej terapii. W ciągu ostatniej doby na koronawirusa zmarły 34 osoby. Aż 85 proc. wszystkich przypadków dotyczy Lombardii.

To wiadomości bardzo pozytywne, w porównaniu z tymi, jakie z frontu koronawirusa nadchodziły w marcu i kwietniu. Pandemia we Włoszech jeszcze nie wygasła, ale jest dobrze. „Wszystko będzie dobrze!” – głosiły napisy w oknach i na balkonach w czasie kwarantanny. Miejmy nadzieję, że tak będzie.

Cieszę się, że wreszcie pozdrawiam Was z Włoch, a nie z „czerwonej strefy”.

Agnieszka Zakrzewicz

Pozdrowienia z czerwonej strefy / 01.05.2020

Piątek 01.05.2020 – 1 Maja. Mam nadzieję, że to ostatnie pozdrowienia z „czerwonej strefy”, przynajmniej formalnie. Od 4 maja Włochy przechodzą na 2 etap zmagań z pandemią Covid-19. Kończy się kwarantanna trwająca 55 dni, prawie dwa miesiące. Zaczynamy się „otwierać” powoli. Współżyć z wirusem w nowej normalności. Od 4 maja będzie można poruszać się po mieście i po regionie z powodów zawodowych, zdrowotnych, sportowo-rekreacyjnych, a także w celu odwiedzenia najbliższych. W dalszym ciągu trzeba mieć przy sobie oświadczenie (obowiązujące do 18 maja). Zostaną otwarte parki i ogrody, do których jednak będzie mogła wchodzić ograniczona liczba osób. Sport można uprawiać w pojedynkę, zachowując bezpieczną odległość przynajmniej 1 metra. Do pracy wrócą rzemieślnicy. Ruszy handel hurtowy. Punkty gastronomiczne będą mogły sprzedawać jedzenie na wynos, do konsumpcji w domu lub w miejscu pracy. W środku lokali gastronomicznych może przebywać 1 osoba na 40 m2, przed lokalem nie można tworzyć zgromadzeń. Używanie maseczek będzie obowiązkowe w transporcie publicznym, w sklepach, w biurach, w każdym miejscu pracy, we wszystkich miejscach zamkniętych i w tych na zewnątrz, gdzie nie jest możliwe utrzymanie bezpiecznego dystansu. Również spotkania z najbliższymi mają odbywać się w maseczkach. Maseczki chirurgiczne będą sprzedawane w cenie narzuconej z góry przez rząd – 0,50 euro i powinny być już dostępne. Zobaczymy… Wyjdzie z domów do pracy 4,5 mln osób.

Ruszy przede wszystkim transport publiczny. Do autobusów będzie mogła wsiadać tylko ograniczona ilość osób i zajmować wyznaczone miejsca. Jeżeli autobus ma komplet pasażerów, może nie zatrzymać się na przystanku. W metrze będą kontrole ilości pasażerów i znaki świetlne umożliwiające im wsiadanie z zachowaniem bezpiecznej odległości. Bilety wskazane jest nabywać w automatach. Zachęca się do przemieszczania na rowerach i hulajnogach.

W mieście tak wielkim i chaotycznym jak Rzym, aż trudno sobie wyobrazić jak będzie wyglądała teraz jazda komunikacją miejską. Strach pomyśleć jakie szykują się korki na ulicach i problemy z parkowaniem, gdyż większość osób woli unikać autobusów i metra. Pora pożegnać się z czystym powietrzem, jakim oddychaliśmy w czasie kwarantanny.

Od 18 maja ruszy handel detaliczny i zostaną otwarte sklepy, w których będą obowiązywać takie same zasady, jak wszędzie. Otwarte zostaną muzea i biblioteki. Ruszą treningi grupowe, z zachowaniem zasad ostrożności.

Dopiero od 1 czerwca mają otworzyć bary i restauracje, salony kosmetyczne i fryzjerzy, przestrzegając rygorystycznych obostrzeń. To poważny problem, gdyż wiele osób z tej branży po trzech miesiącach przestoju i zmniejszeniu ilości klientów, może już nie otworzyć biznesu lub szybko splajtować. Szacuje się, że kryzys dotknie 30 proc. lokali w branży restauracyjnej oraz 60 proc. salonów kosmetycznych i fryzjerskich.

17 czerwca rozpoczną się matury – tylko egzamin ustny. Powrót fizyczny uczniów do szkół i na uniwersytety jest przewidziany dopiero od września, choć myśli się o obozach letnich dla dzieci, które mają być próbą tego, jak będzie wyglądać otwarcie żłobków i przedszkoli. Co do tego nie ma jeszcze żadnych wskazań.

Od 4 maja zostaną wznowione również pogrzeby z udziałem 15 najbliższych osób, na wolnym powietrzu. Także duchowni są zobowiązani do noszenia maseczki i do mierzenia temperatury przez skaner. Rząd nie wydał jeszcze zezwolenia na celebrowanie mszy. Odpowiednie normy są opracowywane – najprawdopodobniej na razie tylko na wolnym powietrzu, bez całowania relikwii i bez przyjmowania hostii. Episkopat Włoch zaprotestował, ale papież Franciszek upomniał wszystkich: „Przeciwko pandemii ostrożność i respekt norm, aby zło nie powróciło”.

Od maja ma funkcjonować również App Immuni (Odporni) ostrzegająca, czy znaleźliśmy się w bliskim kontakcie z osobą zakażoną Covid-19. App nie jest obowiązkowa i nie opiera się na systemie geolokalizacji. Zadziała tylko jeśli zainstaluje ją przynajmniej 60 proc. ludności. Inaczej okaże się bezużyteczna. Czy tak się stanie? – nie wiadomo. Będą prowadzone również testy serologiczne.

Wszystko to stanie się oczywiście pod warunkiem, że wskaźnik zakażalności Sars-CoV-2, utrzyma się poniżej 1 – czyli R-0 (jedna osoba zaraża mniej niż jedną osobę). W lutym, gdy wybuchła epidemia R wynosił ponad 3 (jedna osoba zarażała co najmniej 3 osoby). Sytuacja epidemiologiczna we Włoszech poprawiła się. We wszystkich regionach Włoch wskaźnik zakażalności spadł poniżej 1. Jednak Lombardia i Piemont nie są jeszcze w pełni gotowe, by przejść do 2 etapu. Od początku epidemii całkowita oficjalna liczba zakażonych przekroczyła 200 tys., analizy matematyczne wskazują jednak, że najprawdopodobniej jest ich około 4 mln.

Program otwierania się Włoch, przedstawiony przez premiera Giuseppe Conte 26 kwietnia, wzbudził wiele protestów. Niektórzy oczekiwali, że nastąpi – jeżeli nie całkowite, to przynajmniej większe otwarcie. Modele matematyczne rozwoju epidemii w tym kraju przewidują jednak, że gdyby otworzono wszystko od razu 4 maja – wskaźnik R szybko wzrósłby do 2.25, czego wynikiem byłoby 150 tys. osób wymagających terapii intensywnej do końca roku. Na początku wszyscy pomyśleli, że to pomyłka, jakiś lapsus. Jednak szef Krajowego Instytutu Zdrowia Silvio Brusaferro potwierdził, że takie dane przedstawił premierowi Conte komitet naukowy wspierający rząd. W tej chwili Włochy mają 9 tys. miejsc na terapii intensywnej (przed wybuchem epidemii było 5 tys.) na 60 mln mieszkańców. Kiedy Włochy wchodziły w kwarantannę 10 marca 2020 r., było 619 nowych zakażeń i 168 nowych zmarłych w ciągu 24 godz. 26 kwietnia, gdy podjęto decyzję o przechodzeniu na 2 etap dane te wynosiły: 2324 nowych zakażeń i 260 zmarłych w ciągu doby. Na dzień dzisiejszy we Włoszech zmarło 27.682 osób, w tym 323 tylko w ciągu ostatniej doby.

Premier Conte zapowiedział również, że jeżeli dane epidemiologiczne polepszą się, nastąpi szybsze odmrożenie gospodarki.

Sytuacja ekonomiczna we Włoszech jest bardzo trudna. Szacuje się, że w pierwszym semestrze kraj utracił od 6 do 10 proc. PKB. Aż 44 proc. osób we Włoszech obawia się, że na skutek pandemii Covid-19 utraci pracę i żyje w niepewności. Recesja, która dawała znać o sobie przed wybuchem epidemii i trwała od kryzysu w 2008 r,. teraz może stać się depresją. Wiele osób uważa, że lepiej otworzyć wszystko, bo za chwilę Włochy będą umierać nie na Covid-19, lecz z głodu. Powrót do normalności jaką znaliśmy sprzed 10 marca 2020 r., jest jednak niemożliwy i oznaczałby w ciągu roku drugą falę epidemii oraz całkowitą zapaść zarówno sanitarną, jak i gospodarczą.

To najsmutniejszy 1 Maja w historii.

———————————–

Mam nadzieję, że piszę do was ostatni raz z „czerwonej strefy”. Od 4 maja formalnie z niej wychodzimy. Po 55 dniach kwarantanny będziemy mogli wychodzić z domów i przemieszczać się. Nie wszyscy jednak wybiegną na hurra… wiele osób się boi i jest bardzo ostrożna. O Sars-CoV-2 wiemy wciąż jeszcze bardzo mało pomimo, że uczeni z całego świata badają tego wirusa od czterech miesięcy.

Mam nadzieję, że nie będzie drugiej fali zakażeń, która wszystkich nas zaskoczy i zmusi do ponownego lock down. Mam nadzieję, że szybko zostanie wynaleziona szczepionka i uporamy się z tą okropną bestią jaką jest Covid-19. Mam nadzieję, że Sars-CoV-2 stanie się z upływem następnych lat wirusem sezonowym, takim jak grypa, a ludzkość uzyska na niego odporność stadną. Mam również nadzieję, że kolejne, podobne ewenty biologiczne nie zaskoczą nas tak, jak ten. Mam nadzieję, że „WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE”, choć do tego jeszcze bardzo daleka droga.

„Najpierw wpadasz w panikę, później twierdzisz, że to jest nieracjonalne i że to przecież tylko coś więcej niż zwykła grypa, później wydaje ci się niemożliwe, że możesz się zarazić, następnie jesteś przekonany, że to infopandemia i obniżasz czujność, a potem kończysz w „czerwonej strefie” – napisałam 9 marca, nie wiedząc, że w “czerwonej strefie” tak szybko skończymy wszyscy. 

No cóż, trzeba założyć maseczkę i iść dalej przez życie, a przede wszystkim bardziej je doceniać.

Pozdrowienia z czerwonej strefy. Dużo zdrowia.

Agnieszka Zakrzewicz

Pozdrowienia z czerwonej strefy / 29.04.2020

Środa 29.04.2020 – Nie dość, że pandemia to jeszcze wybory. Wybory pandemiczne. Rozmyślałam o tym wczoraj podczas mojej godziny powietrza na dachowym spacerowniku… Praktycznie odebrano mi prawo do głosowania, gdyż w nadchodzących wyborach prezydenckich mających odbyć się 10 maja 2020 roku nie będę mogła skorzystać z przysługującego mi czynnego prawa wyborczego z powodu pandemii.

Zgodnie  z sytuacją prawną w chwili obecnej, we Włoszech 10 maja Polacy będą mogli głosować w wyborach na Prezydenta RP w 2020 r., w trzech obwodowych komisjach wyborczych: w Ambasadzie RP w Rzymie, w Konsulacie RP w Mediolanie i w Bazie Sigonella na Sycylii. Choć nadal nie wiadomo, czy do głosowania dojdzie 10 maja, czy też może tydzień później lub zostanie wskazana inna data oraz czy będzie osobiste czy korespondencyjne (ustawę rozpatruje Senat) – aby wziąć w nim udział, należy zapisać się do spisu wyborców w wybranym okręgu wyborczym do dnia 7 maja b.r.

Od 4 maja włoski rząd przewiduje rozpoczęcie tzw. „2 etapu” – czyli stopniowe wychodzenie z kwarantanny. Będzie możliwe przemieszczanie się po województwie ale nadal tylko z trzech powodów: praca, zdrowie, wizyta rodzinna, potwierdzone przez oświadczenie, które należy posiadać zawsze przy sobie. Nadal nie będzie można przemieszczać się i podróżować po innych województwach, chyba, że z powodów zdrowotnych lub pracy. Zabronione jest organizowanie jakichkolwiek zgromadzeń.

Aktualna sytuacja epidemiologiczna we Włoszech jest nadal bardzo trudna. Zorganizowanie wyborów w okręgach wyborczych w Rzymie, Mediolanie i na Sycylii, w których polscy obywatele mają wziąć udział bezpośrednio w dniu 10 maja lub tydzień później wiąże się w dalszym ciągu z narażeniem ich zdrowia lub praktycznie z uniemożliwieniem im udziału w nich, gdyż zgodnie z obowiązującym zakazem przemieszczania się, nie będą mogli dotrzeć osobiście do siedziby komisji wyborczych i zagłosować.  Sytuacja ta potrwa nie wiadomo jak długo. W ten sposób praktycznie część Polaków zostaje pozbawiona przysługującego im konstytucjonalnie prawa wyborczego.

Po raz pierwszy w życiu głosowałam w wyborach prezydenckich w 1990 r. na Lecha Wałęsę przeciwko Stanisławowi Tymińskiemu. Były to pierwsze, równe, wolne, powszechne, tajne wybory, które odbyły się w Polsce od 1922 r. Pamiętam do dziś, gdy nasz wychowawca prof. Izdebski wszedł do klasy w liceum i powiedział: „Proszę Państwa wiem, że mogą nie podobać się wam kandydaci, ale aby żyć w państwie demokratycznym, musicie zatkać nos i iść na wybory. Demokracja to nie tylko przywileje, to przede wszystkim wyborczy obowiązek. Musicie to zrobić dla was samych i dla przyszłych pokoleń. Nie myślcie, że po upadku komunizmu, demokracja zostaje zagwarantowana wam już na zawsze. Może powrócić sytuacja, w której nie będziecie mogli głosować w demokratycznych wyborach.”

Nigdy w życiu nie opuściłam żadnych wyborów. Choć od wielu lat mieszkam za granicą, głosowałam zawsze, gdyż uważam to za mój demokratyczny obowiązek.

Może dla niektórych „iść czy nie iść na wybory to nie jest aż tak hamletowska rozterka, jak być czy nie być”  – dla mnie i myślę, że dla wielu Polaków mieszkających za granicą, w tej chwili tak. Udział w bezpośrednich wyborach w maju, będzie dla nas praktycznie niemożliwy bez naruszenia zakazów epidemiologicznych, narażenia zdrowia i życia własnego, bliskich i innych osób. Bez narażenia wyborców, a także członków komisji.

Dla Polaków mieszkających za granicą głosowanie nie jest nigdy proste i łatwe. Ja sama muszę poświęcić na to zawsze pół dnia, choć mieszkam w Rzymie. Są osoby – niezależnie od poglądów politycznych – które do komisji wyborczych przyjeżdżają z innych regionów, czasami nawet z daleka. Organizują się w grupy, organizują wspólny dojazd. W ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego w maju 2019 roku, aby zagłosować staliśmy w kolejce do Ambasady w Rzymie blisko 3 godziny. To samo było w Mediolanie. Kolejki wiły się przez kilkaset metrów. Wszystko to, w obecnej sytuacji epidemiologicznej nie jest możliwe.

Można postawić zarzut, że za granicą głosuje stosunkowo niski procent wyborców. Jednak ci, którzy głosują – niezależnie od poglądów politycznych – mogą dawać przykład swoją postawą obywatelską wszystkim tym, którzy w Polsce nie głosują.

Do tej pory tylko senator Bogdan Klich, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych i Unii Europejskiej zainteresował się sprawą głosowania Polaków za granicą i przestrzeganiem przysługującego im czynnego prawa wyborczego. Żaden z kandydatów na prezydenta nie wskazał Polonii, co powinna zrobić – czy zgodnie z obowiązującym aktualnie stanem prawnym zarejestrować się na listach wyborczych do 7 maja i czekać na rozwój wypadków, czy nic nie robić i w ten sposób zbojkotować wybory.

Na dzień dzisiejszy zainteresowanie udziałem w wyborach za granicą jest bardzo niskie, gdyż Polacy liczą się z tym, że nie mogą brać w nich udziału bez narażania zdrowia i życia oraz złamania prawa. Na listach zarejestrowało się tylko 10 tys. osób. To nie wróży nic dobrego.

Wiemy jaka dyskusja toczy się wobec „procedury wyborczej” na prezydenta RP i że są duże wątpliwości, co do tego, czy jest konstytucjonalna. Dodatkowo w ten sposób praktycznie odbiera się Polakom za granicą prawo wyborcze, wyłamując kolejny zawias w polskim systemie demokratycznym i tworząc antydemokratyczny precedens dotyczący równouprawnienia wszystkich polskich obywateli.

My nie możemy czekać na rozwój wypadków po 7 maja, gdyż do spisu wyborców musimy się zapisać przed upływem tej daty, aby zagłosować w pierwszej turze. Dla wielu z nas jest to bardzo trudna decyzja, hamletowskie „być lub nie być” pod wieloma względami.

Agnieszka Zakrzewicz

Pozdrowienia z czerwonej strefy / 26.04.2020

Niedziela 26.04.2020 “Przy tej chorobie doskwiera ci przede wszystkim poczucie wielkiej samotności. Zamykasz się całkowicie w sobie i możesz liczyć tylko na siebie. Boisz się, czy przeżyjesz, czy zobaczysz jeszcze i uściśniesz swoich bliskich. Wszystko wymaga olbrzymiej cierpliwości. Czekasz, czekasz i tylko czekasz… Ta choroba całkowicie zmieniła mi życie. Teraz będę je doceniał.” – słowa Fausta Russo, włoskiego ozdrowieńca, który opowiedział o tym jak przeżył Covid-19 i którego relację opisałam w artykule dla Newsweek.pl, pozostaną mi w pamięci do końca życia.

Epidemia osamotnienia. Do tego tematu przymierzałam się już wielokrotnie. Ale ja też zrobiłam z niego tabu – dla samej siebie, w rozmowie z innymi, w pisaniu. Tabu śmierci z powodu koronawirusa.

Zawód dziennikarza to w pewnym stopniu profesja łapiducha, który liczy ofiary: wojen, zamachów, katastrof, głodu, wypadków samochodowych, przemocy, chorób, a także pandemii. Pisząc artykuły tyle razy liczyłam ofiary, sprawdzając w różnych źródłach czy ich liczba się zgadza. Liczą się fakty i liczby – a te ostatnie to nie opinie, ale matematyka. Czy liczba ofiar poniesionych podczas tej medycznej wojny przerosła liczbę ofiar podczas innych wojen? Czy liczba ofiar koronawirusa przerosła liczbę rocznych ofiar wypadków samochodowych? Czy liczba ofiar Covid-19 przerosła liczbę ofiar zmarłych na zapalenie płuc w ubiegłym roku? Czy dzienna liczba ofiar Sars-CoV-2 przerosła liczbę ofiar Pearl Harbor lub tych z 11 września? Oto jedyne pytania, które zadajemy sobie dzisiaj na temat śmierci. Interesują nas tylko statystyki zgonów. Zastanawiamy się czy to dużo czy mało. Czy powinniśmy się już bać, czy jeszcze poczekać. Czy pora na panikę, czy nadal możemy myśleć, że to wielka mistyfikacja, z powodu której trzeba odwołać wakacje.

Kiedy rzucam okiem na moje zapiski „Pozdrowienia z czerwonej strefy”, zdaję sobie sprawę, że to liczydło śmierci. Wiem również dobrze, że ofiary liczy się tylko do pewnego momentu, później się przestaje. Progiem psychologicznym jest pierwszy tysiąc. Potem nasza percepcja się rozpuszcza… Pierwsze 10 tys., pierwsze 100 tys., i tak dalej. Kiedy piszę te słowa liczba oficjalnych zgonów na świecie z powodu Covid-19 przekroczyła 200 tys. Najwięcej w USA (53 tys.), we Włoszech (26 tys.), Hiszpanii (23 tys.), Francji (22 tys.) i Wielkiej Brytanii (20 tys.). Ale tak naprawdę nie ma to już żadnego znaczenia. Tę epidemię rozliczymy i zaksięgujemy za jakiś czas, kiedy naprawdę się skończy.

Samochody wojskowe z trumnami, dla których zabrakło miejsca w krematorium w Bergamo, zrobiły na nas wrażenie. Zwłoki pozostawiane na ulicach w Ekwadorze dotarły jeszcze do naszej świadomości. Zdjęcia zbiorowej mogiły na Hart Island w Nowym Jorku przeleciały nam przed oczami w mediach. Wielka zbiorowa mogiła na cmentarzu Manaus w brazylijskiej Amazonii najprawdopodobniej uciekła już naszej uwadze. Ile ubogich ofiar Covid-19 złożono w tym wielkim grobie? Nie wiadomo. To szczegół, który w ogólnym rachunku śmierci nie ma już znaczenia. Wszystko to jest takie odległe, takie nierealne…

Wciąż niektórzy zadają sobie pytanie: „Czy umiera się na Covid-19 czy z powodu chorób współistniejących?”. Kiedy podczas wideokonferencji zapytałam o to lekarza z Bergamo walczącego na pierwszej linii, odpowiedział mi jedno: „Gdyby nie Covid-19 te osoby by jeszcze żyły”.

Ale jak się choruje i umiera na Covid-19? Choć znam odpowiedź na to pytanie, upycham ją głęboko w podświadomości. To wciąż temat tabu.

Mogę powiedzieć co znaczy mieć zapalenie płuc w skutek koronawirusa, gdyż mówienie, że jest się chorym na koronawirusa jest nieścisłością. Wiele osób może mieć Covid-19 i nie mieć żadnych objawów lub przechodzić chorobę lekko. Problem zaczyna się wtedy, gdy Sars-CoV-2 atakuje niektóre organy, a zwłaszcza płuca, wywołując obustronne, bardzo ciężkie zapalenie płuc, kończące się często śmiercią. Zapalenie płuc z powodu koronawirusa dewastuje organizm. Najprawdopodobniej gdybym był w innym wieku i miał inne warunki fizyczne, nie przeżyłbym, tak straszna jest ta choroba. Najgorsze jest uczucie, że nie możesz oddychać. Tak jakby ktoś trzymał ci głowę pod wodą. Po 20 dniach nie mogę jeszcze oddychać, mówić zbyt długo. Bardzo się męczę. Musze robić ćwiczenia oddechowe rehabilitujące płuca. Straciłem całkowicie poczucie czasu.” – opowiedział mi Fausto Russo, 38-letni trener sportowy. Mówił również o tym, co znaczy leżeć przez kilka dni w kasku tlenowym, bez możliwości wstania z łóżka, pójścia do toalety, jedzenia, spania. Człowiek czuje się jakby był zawieszony w czasie i przestrzeni lub jakby tonął w otchłani oceanu. Lekarze oraz personel medyczny w kombinezonach ochronnych i w maskach wchodzą do izolatki tylko na chwilę, aby wykonać konieczne czynności. Mają ograniczony kontakt z pacjentem, by nie zarazić się i nie zarażać innych. Człowiek jest sam. Sam ze sobą. I może liczyć tylko na siebie. Nie wie czy przeżyje. Czy wyjdzie z tego stanu zawieszenia i założą mu maskę tlenową, czy jego stan się pogorszy i będą musieli go zaintubować…

Jest coś niezwykle okrutnego w Covid-19. Podczas choroby i agonii z przyczyn innych, ciężkich lub śmiertelnych patologii zdrowotnych, ktoś może czuwać przy wezgłowiu, podać rękę, przytulić, porozmawiać, dodać otuchy. Na koronawirusa choruje się i umiera w całkowitym osamotnieniu. „Czasami podarujesz pacjentowi „zakazany” dotyk. W rękawicach lateksowych, aby nie ryzykować zakażenia. Umierający błagają cię o to oczami. Ta sytuacja jest nie do zniesienie, nawet dla nas, którzy jesteśmy przyzwyczajeni do agonii i do zgonów. Ludzie umierają w tak wielkim osamotnieniu, że wszystko to jest nie do zniesienia.” – opowiadał jeden z lekarzy z oddziału intensywnej terapii, dziennikarzowi „Corriere della Sera”.

Bliscy osób zabranych do szpitala czasami przez kilka dni nie wiedzą co się z nimi dzieje i jaki jest ich stan zdrowia, gdyż rozładowały się ich telefony. Ostatnie pożegnania miewają miejsce przez wideokonferencję, jeżeli ktoś ma szczęście. Zgony następują nagle, po lekkiej poprawie. Rodzina dostaje sms-a z wiadomością o śmierci. Ofiarom koronawirusa nie dane jest pożegnać się ze światem, ani otrzymać ostatniego sakramentu. Pogrzeb odbywa się w obecności jednej osoby z najbliższej rodziny i jest transmitowany dla innych przez smartphona.

Ale jak się umiera z powodu koronawirusa? „Tak, jakby wsadzono ci głowę do wiadra z wodą” – powiedział ktoś brutalnie, ale obrazowo. Większość osób,  które mają do czynienia zawodowo z tą chorobą lub otarło się o śmierć z jej powodu, mówi że przypomina to utonięcie, a więc rodzaj gwałtownego uduszenia, do którego dochodzi na skutek zablokowania dróg oddechowych. Podobno to jeden z najgorszych sposobów umierania. Nie wiem. Człowiek często myśli o tym, co go czeka po śmierci. Rzadko zastanawia się nad tym, jak się umiera.

Wszystko to stanowi nadal tabu. Nie chcemy o tym wiedzieć. Nie dopuszczamy tego do świadomości. „Nie jestem w grupie ryzyka. Umierają tylko starzy i chorzy” – powtarzamy sobie. Zamknięci w domach z powodu kwarantanny dusimy się. Dusimy się w maskach na twarzy na ulicy, w sklepach i miejscach pracy. Brakuje nam powietrza. To jakby przedsmak tego, co jeszcze może nas spotkać…

Epidemia osamotnienia – tak w przyszłości będziemy nazywać Covid-19. Spadła na nas niespodziewanie zaledwie dwa miesiące temu. Zatrzymała. Zaaresztowała w domach. Odizolowała od świata i od innych. Zmusiła do radykalnej zmiany naszych przyzwyczajeń, które teraz na długo staną się normą. Nie podajemy sobie ręki, zapomnieliśmy o uściskach i serdeczności. Przedmioty dotykamy w lateksowych rękawiczkach. Ze światem zewnętrznym utrzymujemy kontakt przez smartphona. Nie uśmiechamy się, gdyż nosimy maseczki. Spuszczamy wzrok, by nie patrzeć innym w oczy. Zachowujemy bezpieczny dystans, przynajmniej jednego metra od drugiego człowieka. Każdy może być dla nas zagrożeniem. Dla każdego możemy być zagrożeniem, jako nosiciele bezobjawowi.

Rozmyślam o tym już od kilku dni i zastanawia mnie, że jest w tym coś emblematycznego dla naszej epoki zbiorowej samotności. Wszyscy staliśmy się hikikomori.

Agnieszka Zakrzewicz

Pozdrowienia z czerwonej strefy / 22.04.2020

Środa 22.04.2020 – Earth Day. Dzień Ziemi obchodzimy od 22 kwietnia 1970 roku, dla upamiętnienia mobilizacji amerykańskich studentów przeciwko katastrofie ekologicznej spowodowanej wielkim wyciekiem ropy naftowej do wód kalifornijskich, który spowodował śmierć ponad 10 tys. zwierząt. Wtedy setki tysięcy studentów i uczniów amerykańskich wyszło na ulicę organizując pierwszy masowy protest na rzecz ochrony środowiska.

Pięćdziesiąta rocznica Dnia Ziemi przypada podczas pandemii Covid-19. Może to nie jest zwykły zbieg okoliczności…

Obok trudnych i bolesnych wspomnień z okresu kwarantanny, zachowam też piękne. Nie zapomnę nigdy tej oczyszczającej ciszy, która zapanowała nad Rzymem w pierwszym tygodniu. Wszystko zamarło. Śpiewały tylko ptaki. Trzy i pół milionowe, chaotyczne miasto wydawało się być małą mieściną, starym, spokojnym „borgiem”. Nie zapomnę świeżego, słonecznego zapachu pościeli suszącej się na tarasach dachów, po których spacerowali ludzie jak po więziennym spacerowniku, machając do siebie z sympatią. Nie zapomnę jaskółek, które podczas mojej „godziny powietrza” nagle przefrunęły obok mnie. „Od 20 lat nie było jaskółek w Rzymie…” – westchnęła starsza sąsiadka, wieszając pranie – „To znaczy, że powietrze się oczyściło.”

To prawda. Podczas przymusowej kwarantanny, która na ponad miesiąc zatrzymała niemal cały świat, zmalało zanieczyszczenie atmosferyczne – w niektórych regionach nawet o 50 proc. Zmniejszył się smog w miastach oraz hałas i ożywiła przyroda.

Nie zapomnę cudów, które w czasie globalnej pandemii widziałam na ekranie mojego smartphona. Kaczki kąpiące się w najpiękniejszych fontannach Wiecznego Miasta i oprowadzające małe kaczątka po pustych placach. Kozy grasujące po ogródkach w Galles. Pingwiny maszerujące dziarsko po Kapsztadzie. Stado jeleni na ulicach Honshu w Japonii. Głodne, rozwścieczone makaki w Lopburi w Tajlandii. A nawet krokodyl w kanałach Wenecji (ale to był fotomontaż) i delfiny skaczące z radości w wyzwolonej od gigantycznych statków turystycznych weneckiej lagunie (ale to był fake news). O tych cudach będziemy opowiadać naszym dzieciom i wnukom, a nawet pokazywać im zdjęcia, które wiralnie obiegły media społecznościowe.

Jeszcze rok temu wszyscy żyliśmy zagrożeniem, które niosą ze sobą zmiany klimatyczne, wywołane niepohamowaną drapieżnością ekonomiczną człowieka. Greta Thumberg zainicjowała Młodzieżowy Strajk Klimatyczny i dokładnie rok temu w Rzymie ponad 20 tys. uczniów protestowało na Piazza del Popolo w ramach „Friday for Future”. Raport National Center for Climate Restoration informował, że na skutek wzrostu temperatury o 3 stopnie Celsjusza w ciągu kolejnej dwudziestolatki, stopnieją lodowce, co spowoduje podniesienie się poziomu wody w niektórych akwenach w pewnych częściach świata i wywoła suszę w innych jego regionach. Temperatury przekroczą skalę naszej wytrzymałości, czego efektem będą 2 miliardy uchodźców klimatycznych. Będą znikać dżungle, lasy, puszcze, wymierać zwierzęta i szerzyć się pożary. W rezultacie około 2050 roku nastąpi klimatyczna apokalipsa, stanowiąca zagrożenie dla całej naszej cywilizacji.

Covid-19, zrobił coś, czego nikt nie przewidziałby jeszcze kilka miesięcy temu. Zatrzymał nas. Zaaresztował. Odebrał nam wolność. I ostrzegł. Scenariusze przyszłości mogą być zupełnie inne, niż to co sobie wyobrażamy, gdyż to nie my jesteśmy panami na tej Ziemi. Ziemia to planeta wirusów – fascynujących tworów natury, wpływających determinująco na ewolucję wszystkich organizmów na niej żyjących, a także na klimat. Choć o istnieniu wirusów dowiedzieliśmy się dopiero w XIX wieku, najprawdopodobniej żyją one na Ziemi już od 4 mld lat, będąc świadkami jej ewolucji po dzień dzisiejszy. Homo sapiens pojawił się na planecie dopiero 200 tys. lat temu – czyli jesteśmy tu od przysłowiowych 4 sekund… Tylko na przestrzeni ostatniego stulecia rozmnożyliśmy się jak króliki i wyeksploatowaliśmy zasoby Ziemi, grożąc jej klimatyczną zagładą.

Myślę o wszystkich teoriach spiskowych związanych z koronawirusem panoszących się w Internecie. Broń biologiczna powstała w laboratorium, anteny G5 przenoszące Sars-CoV-2, wielka zbiorowa mistyfikacja mająca na celu odebranie wolności obywatelskich. A gdyby tak Ziemia – planeta wirusów, chciała dać nam małą nauczkę? Prztyczek w nos?

Według statystyk WHO liczba chorych na Sars-CoV-2 w ciągu dwóch miesięcy przekroczyła 2,5 mln osób, a oficjalna liczba zgonów 170 tys. Konsekwencje ekonomiczne przymusowej kwarantanny są nie do przewidzenia. Po raz pierwszy w historii z powodu koronawirusa cena ropy naftowej spadła poniżej zera i producenci są gotowi dopłacić, by ktoś wziął od nich surowiec. Nasz świat z plastiku, napędzany ropą nagle przestał mieć rację bytu. Jak długo to potrwa i jak się zakończy? Nie wiemy. Covid-19 uczy, by nie przepowiadać przeszłości, nawet trzymając kryształową kulę w ręku. W końcu ta pandemia to tylko jedno z pierwszych wydarzeń biologicznych będących efektem ekscesów niekontrolowanej globalizacji i ekspansji człowieka.

„Zmiana narzucona przez koronawirusa wydaje się trudnym do zniesienia cierpieniem, nawet jeśli ludzkość pokonała znacznie gorsze rzeczy. Dzieje się tak, ponieważ jesteśmy w stanie, w którym cała nasza nowoczesność, technologia, globalizacja, wolny rynek, krótko mówiąc, wszystko to, czym się chwalimy i co w skrócie nazywamy postępem, nagle zaczyna mieć do czynienia z prostotą ludzkiego istnienia. Mamy do czynienia z nieoczekiwanym: myśleliśmy, że kontrolujemy wszystko i zamiast tego nie kontrolujemy niczego w chwili, gdy biologia lekko wyraża swój bunt.” – napisał Umberto Galimberti, włoski filozof, socjolog i antropolog kulturalny.

Pandemia zmusiła połowę ludzkości do tego, by się zatrzymać. Usiedliśmy w fotelach i czekamy. Nie zapomnę nigdy tego uczucia zawieszenia czasu, które pozwoliło mi na chwilę refleksji i na docenienie głębokiej esencji życia, a także rzeczy tak prostych, jak kwiatek w oknie, widok nieba, oddech świeżym powietrzem i bliskość drugiej osoby. Jak się zmienimy po tym lockdownie? Jak się zmieni nasz stosunek do życia i do Matki Ziemi?

Agnieszka Zakrzewicz

Pozdrowienia z czerwonej strefy / 20.04.2020

Poniedziałek. 20.04.2020. Patrzę na zdjęcie z lat 20-tych ubiegłego wieku. Ojciec, matka, wujek, trójka dzieci i kot. Wszyscy w białych, płóciennych maseczkach. Kot też. Zdjęcie zostało zrobione sto lat temu, w okresie „hiszpanki”. Najprawdopodobniej już w czasie „drugiego etapu”, czyli powrotu do „normalności” po kwarantannie.

94022298_10158415382912376_1495368601555697664_n

Nowa „normalność” to pojęcie do którego trudno się przyzwyczaić. Jak będzie wyglądać? Już mniej więcej wiemy i staramy się ją sobie wyobrazić. Wszyscy będziemy nosić maseczki i rękawiczki. Nie wiemy jak długo. Długo. Najprawdopodobniej do wynalezienia szczepionki.

W Rzymie nie ma jeszcze powszechnego obowiązku zakrywania twarzy. Powody są dwa. Po pierwsze nie ma maseczek. Po drugie wciąż są wątpliwości jaki jest efekt ich noszenia…

Większość ludzi przychodzi do sklepu w maseczkach (także własnej roboty) i rękawiczkach. Efekt psychologiczny. Wszyscy czujemy się bezpieczniej. Przypomina mi się rozczulająca scena z pierwszych dni kwarantanny we Włoszech. Policjant podchodzi do starszego, samotnego pana, który w Turynie idzie na zakupy i pomaga mu założyć maseczkę, aby czuł się bezpieczniej…

93962829_10158415250487376_2197759783547699200_n

——————————

Kwarantanna – to słowo wymyślono w starożytnym Rzymie i pochodzi od liczebnika czterdzieści. Tyle dni trwała izolacja zadżumionych. Czterdzieści dni czekały statki w porcie, zanim ich pasażerom pozwalano zejść na ląd. Na czterdzieści dni zamykano bramy miasta, gdy wybuchła gdzieś zaraza. Przez czterdzieści dni izolowano chorych na Wyspie Tiberina – albo tam zmarli, albo przeżyli.

Po czterdziestu dniach kwarantanny udało mi się wreszcie uszyć maseczkę z getrów do jogi… Doszłam do wprawy. Kiedy skończy się pandemia może zrobię wystawę tych dzieł sztuki. Długa była do tego droga. Obejrzałam na You Tube kilkanaście filmów. Pocięłam poszewki, podkoszulki, rajstopy, getry.

Teoretycznie maseczkę można zrobić ze wszystkiego. Teoretycznie… Pod warunkiem, że ma się w domu zszywacz i zszywki, gumki do włosów lub przysłowiową gumę z majtek. Mnie kwarantanna zastała tylko z taśmą klejącą.

„Co to? Majtki teściowej?” – zapytał mnie mąż gdy zobaczył mój pierwszy prototyp uszyty ręcznie z poszewki na poduszkę. – „Załóż to sama. Nie będę w tym chodził.” Drugi prototyp zrobiłam z przepaski do włosów i wkładki do sportowego stanika. Znowu wyszły mi „przedpotopowe gacie ”. Trzeci z jedwabnej chustki, z filtrem z papieru do pieczenia. Dało się w tym chodzić, ale można było się udusić. Z maseczką-origami z papieru do pieczenia i papierowego ręcznika, złożonego w harmonijkę, z gumkami od weków przyklejonymi taśmą poszło już lepiej. Kiedy pojawiliśmy się w nich w sklepie, znajomy właściciel wybuchł śmiechem. Zlitował się i dał nam cztery chińskie maseczki jednorazowe. Wielka radość trwała jednak krótko.

„Maseczki dla króliczka Bunny” – tak je określił mityczny gubernator Kampanii, Vincenzo De Luca, gdy rząd przysłał mu je dla lekarzy w szpitalach. Są tak małe, że gdy założyliśmy je po raz pierwszy zerwały się gumki. Musiałam przyszywać je ręcznie.

„Darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy” – stare przysłowie staje się dziś aktualne, zwłaszcza gdy chodzi o maseczki. Chińskie maseczki jednorazowe trzeba używać kilka razy. Po powrocie do domu są zdejmowane z uwagą, jeszcze w rękawiczkach, a następnie odwieszane w bezpiecznym miejscu na przynajmniej dobę. Później dezynfekcja parą z żelazka. Przy dezynfekcji żelazkiem jedna maseczka z flizeliny przypaliła mi się i dziurę musiałam zakleić taśmą, by iść do sklepu. Podczas kolejnej dezynfekcji parą, doszło do spięcia w żelazku i wyskoczyły mi korki.

Takie uroki pandemii…

-————————————

Wiem, nie ja jedna przez to przeszłam. Te same kłopoty ma 4,5 miliarda osób. Na Facebooku widziałam już wszystko. Ludzi w foliówkach na głowach, w pieluchach na twarzy, z butelkami plastikowymi na gumkach, z gąbkami, ze skórkami połówek pomarańczy, z połówką bulwy fenokuła. Widziałam zdjęcia dzieci w Afryce, które mają maseczki plecione z palmowych liści i zdjęcia matki, która w Strefie Gazy zakłada dzieciom na twarz duże liście kapusty przywiązane sznurkiem.

Widziałam piękne jednorazowe maseczki na pomnikach w ramach reklamy noszenia maseczek. Widziałam wieczorowe maseczki ze staników z koronkami i perełkami. Zajebiste maski z filtrami FFP3 i super fantastyczne „kominy” wielofunkcyjne z materiałów hi-tech z wymienianymi wkładkami filtrującymi. Maseczki ekologiczne z zielskiem zamiast filtrów. „Kosmiczne” wizjery z plastiku, wizjery przypinane do kapeluszy, a także wizjery domowej roboty z opaski na włosy i plastikowej okładki na dokumenty. Widziałam muzułmańskie hidżaby z maseczkami i maseczki z suwakiem do przyjmowania komunii.

Widziałam już tyle, że sama nie wiem czy trwa pandemia Covid-19, czy Karnawał 2020 jeszcze się nie skończył…

 

—————————————

Ale wróćmy do rzeczy. Od trzech dni również i ja mam twarzową maseczkę (z getrów do jogi, z gumkami, które wyciągnęłam z pokrowca na fotel). Jakoś się w niej wygląda. No ale co z tego, skoro tak naprawdę przed Sars-CoV-2 ona mnie nie uchroni…

Włoski wirusolog, doktor Stefano Montanari, powiedział w programie radiowym: „Te maseczki domowej roboty mogą co najwyżej zatrzymać indyki, a nie wirus o wielkości 120 nanometrów. To tak jak zrobić prezerwatywę na szydełku. Jeżeli nie są odpowiednio zmieniane i dezynfekowane, jest ryzyko przyklejania sobie do twarzy wszystkich możliwych bakterii i wirusów, nie mówiąc już o tym, że oddychamy dwutlenkiem węgla”.

W stosunku do rękawiczek jednorazowych był jeszcze bardziej bezwzględny: „Są gorsze. Przenoszą wszystkie możliwe zarazki i wirusy. Kasjerka, która używa ich przez cały dzień ma na nich wszystko. Jedyną ochroną przed wirusem jest mycie rąk”.

Na temat maseczek jednorazowych czytałam już tyle rzeczy, że sama nie wiem co o tym wszystkim myślec. Jeden z artykułów tłumaczył, że z ostatnich badań wynika, iż wirus Sars-CoV-2 może utrzymywać się na nich aż do 7 dni. Powstaje więc poważny problem jak i gdzie wyrzucać maseczki jednorazowe, które tak naprawdę chronią nas nie dłużej niż do 6 godzin. Później trzeba je ostrożnie zmienić i szybko się ich pozbyć.

—————————————

Tymczasem Włochy (jak i zresztą wiele innych państw) przygotowują się do przejścia na etap drugi, czyli wychodzenie z kwarantanny i powrót do „nowej normalności”. Włoskiemu rządowi udało się wreszcie zgromadzić 49 mln maseczek jednorazowych, przeznaczonych dla tych, którzy wrócą do pracy w sektorze publicznym. Zostaną rozdane za darmo.

Aby przejść do drugiego etapu pandemii, nauczyć się współżyć z Covid-19 i jakoś funkcjonować do czasu wynalezienia szczepionki oraz zaszczepienia wszystkich, ludzkość będzie potrzebować miliardów maseczek jednorazowych.

Już dziś widzę na rzymskim bruku pierwsze porzucone maseczki i rękawiczki. Na Facebooku oglądam zdjęcia rybaków w Indich, którzy zbierają na plażach i wyławiają z oceanu maseczki i rękawiczki.Maseczki i rękawiczki… – boję się pomysleć jak będzie wyglądał świat, gdy skończy się Covid-19.

Jedno jest pewne. Po czym poznamy, że pandemia skończyła się definitywnie? Kiedy będą oferować trzy maseczki w cenie jednej…

—————————————

Patrzę na niezwykłe zdjęcie z lat 20-tych ubiegłego wieku, zrobione w czasie „hiszpanki” i przychodzą mi dwie refleksje. Po pierwsze: kto wie jak my będziemy wyglądać na zdjęciach, które pozostaną po nas z czasów pandemii Covid-19 z 2020 roku i kto wie, jak będą patrzeć na nie ci, którzy będą się zmagać z kolejną pandemię za sto lat? Po drugie: czy nie moglibyśmy powrócić do białych, bawełnianych maseczek, które można prać, prasować, suszyć na słońcu, sterylizować w mikrofalówce i moczyć w spirytusie do woli? Wszystkie wielkie zarazy w historii, ludzkość przetrwała nosząc takie właśnie maseczki. Przynajmniej wychodzi się w nich dobrze na zdjęciach.

Używając jednorazówek myślcie nie tylko o waszym zdrowiu, ale i o zdrowiu Planety.

Człowiek nie może żyć w zdrowiu, gdy Ziemia choruje z jego przyczyny.

Agnieszka Zakrzewicz

Pozdrowienia z czerwonej strefy / 05.04.2020

Niedziela, 05.04.2020 – Niedziela Palmowa. Patrzę przez chwilę jak Franciszek celebruje mszę w pustej Bazylice San Pietro, w obecności tylko kilku kardynałów i sióstr z domu św. Marty. „Dzisiaj, w dramacie pandemii, w obliczu tak wielu pewników, które się rozpadają, w obliczu wielu zdradzonych oczekiwań, w poczuciu opuszczenia, które ściska nam serce, Jezus mówi do każdego z nas: „Odwagi”. – docierają do mnie słowa papieża. Do ołtarza został przyniesiony krucyfiks św. Marcelego. Rozpoczął się Wielki Tydzień.

Wielkanoc bez Wielkanocy, tak jak wiosna bez wiosny. Papież bez swojego ludu na Placu św. Piotra, połączony z nim tylko za pomocą technologii. A my bez wielkanocnych wakacji, które zapowiadały się tak świetnie. Można sobie jedynie pojeździć palcem po smartphonie, by zwiedzić inne kraje.

Widzę z daleka jak pięknie zieleni się Janikulum. Niebo jest cudownie błękitne i od ilości tlenu w powietrzu czasami kręci się w głowie wystawionej przez okno.

Nad Tybrem platany zmieniły szaty z zimowych na wiosenne i rzeka na pewno zaczęła się zielenić od pyłu drzew, który wpada do wody. Kopuła San Pietro jak zawsze góruje nad miastem – majestatyczna i doskonała. Wszystko to mogę jednak sobie tylko wyobrazić. Nie wychyliłam nosa za skrzyżowanie najbliższych ulic już prawie od miesiąca. Robi się ciepło. Dziś 20 stopni. Trudno wysiedzieć w domach.

Rzym przestał być taki cichy jak w pierwszych dniach kwarantanny. Przez uchylone okna, w godzinnych obiadowych słychać brzęk garnków i talerzy, podczas sjesty głośne chrapanie, wieczorami muzykę i coraz częściej rodzinne kłótnie.

Zbiorowo przeszliśmy przez pierwsze trzy fazy kwarantanny: wyzwalającą euforię, uświadomienie sobie powagi sytuacji i depresję. Przed nami kolejne. Aktualnie przyszła pora na „rottura di palle” (słownik internetowy podpowiada mi wdzięczne tłumaczenie na język polski „ból w dupie”, ale nie wiem czy jest ono najlepsze). Jednym słowem: nuda. Kwarantanna stała się szarą rzeczywistością, trudną do zniesienia. Ciężar psychologiczny jest ogromny. Ludzie są nerwowi, zdesperowani, zdezorientowani. Następuje ogólne rozprężenie. Kto wie, co zobaczymy w najbliższych tygodniach.

Rozpoczęły się przedświąteczne wycieczki zakupowe, dłuższe spacery z psem. Pozwolono również by rodzice wychodzili na krótko z dziećmi, choć jak się okazuje pociechy niechętnie opuszczają mieszkania. W rezultacie znowu zrobił się ruch na ulicach. W ciągu ostatnich 2 dni wlepiono 9 tys. mandatów (od 400 do 3000 tys. euro) za łamanie kwarantanny. Pomiędzy 26 a 29 marca zadenuncjowano 257 osób, które pomimo faktu, że są pozytywne na Sars-CoV-2 i objęte obowiązkową izolacją domową, chodziły sobie spokojnie na spacery i zakupy.

„Włoski lockdawn” został przedłużony kolejnym dekretem do 13 kwietnia. Szefowi włoskiej Obrony Cywilnej, Angelo Borrelliemu wymknęło się w wywiadzie radiowym, że przynajmniej do połowy maja nie wyjdziemy z domów. Premier Conte go zestrofował. W mediach społecznościowych krążył mem: „Popsułeś mi niespodziankę.”

Włochy muszą jak najszybciej przejść do drugiego etapu– czyli w bezpiecznych warunkach pozwolić wrócić do pracy przynajmniej części społeczeństwa. W innym wypadku straty gospodarcze będą ogromne i lekarstwo okaże się gorsze od choroby. Nie wiadomo jak to wszystko się odbędzie w tej sytuacji. „Stop and go! Stop and go!” może potrwać długo… Jeżeli wybuchną nowe ogniska zakażeń, zamykanie i otwieranie może stać się normą. Koniecznością trwającą, aż do momentu wynalezienia szczepionki. Oby tak nie było…

———————————-

Dziś przyszła wreszcie długo wyczekiwana wiadomość: po raz pierwszy od 18 dni spadła ilość zgonów we Włoszech: 525. Patrzę na kalendarz marcowy, w którym każdy dzień jest oznaczony krzyżem i liczbami rosnącymi eksponencjalnie. Tak „niski” wynik ostatnio był 19 marca. Odczytuję dane ogłoszone podczas codziennej konferencji Obrony Cywilnej: całkowita liczba osób zakażonych patogenem wynosi 128.948, wyzdrowiało 21.815 osób, zmarło 15.887, obecnie chorych jest 91.246. To liczby oficjalne. Wiadomo jednak, że zarówno chorych, jak i zmarłych jest znacznie więcej. Najprawdopodobniej jeszcze długo lub nawet nigdy nie uda się tego ustalić. Według badań Imperial College, we Włoszech może być 5,9 mln osób chorych na Covid-19, co dawałoby 9,8 proc. populacji. Według Silvio Brusaferro, dyrektora ISS (włoskiego Instytutu Zdrowia – przyp. aut) – nie pociesza to i nie zmienia nic w praktyce, gdyż nadal 91 proc. społeczeństwa może zachorować, więc wciąż istnieje zagrożenie epidemiologiczne i nie ma mowy o osiągnięciu „odporności stadnej”.

Od dziś zapaliło się światełko w tunelu: przebyliśmy płaskowyż krzywej epidemiologicznej i najprawdopodobniej już wkrótce zacznie ona wyraźnie spadać. Z niedowierzaniem kontroluję krzyż i liczbę przy dacie 5 marca – było wtedy tylko 41 ofiar. Dziś, miesiąc później, jest ich blisko 16 tys. Nie wierzę. Przecieram oczy…

————————————

Otwieram moje elektroniczne okno, by zobaczyć świat i spaceruję trochę po Facebooku. Wieczne Miasto puste i majestatyczne, widziane z lotu drona, zapiera dech w piersiach swoim urokiem. Pomiędzy kocimi łbami kiełkuje młoda, soczysta trawa i zaczyna zarastać Plac Navona. Fontanna di Trevi, po raz pierwszy bez kłębiących się wokół tłumów jest czymś, czego nie można sobie nawet wyobrazić.

Opustoszały Manhattan wieczorową porą wydaje się złowrogi i niepokojący, jak futurystyczne pejzaże w filmie „Blade Runner”. Na parkingu w Las Vegas bezdomni koczują na betonie oddzieleni od siebie białymi liniami. W Indiach, w Pendżabie ludzie, którzy przebyli setki kilometrów pieszo, leżą na ziemi wyczerpani i bezradni, jak stado zwierząt, podczas gdy kilka osób w ochronnych kombinezonach polewa ich chemicznym środkiem dezynfekującym za pomocą pomp. W Ekwadorze ciała osób zabitych przez Covid-19 pozostawiono na ławkach i na asfalcie, bo w kostnicach zabrakło miejsca.

Widzę również inne sceny. Okropne. Przerażające. Dopóki jednak to, co się na nich dzieje nie zostanie potwierdzone, nie będę o nich opowiadać. Nasz nowy, surrealistyczny, cyfrowy świat roi się od fake newsów.

Włochy od kilku dni przestały być centrum Apokalipsy. Pandemia Sars-CoV-2 ogłoszona przez WHO w dniu 13 marca 2020 roku, obejmuje 204 kraje i regiony świata. 1.1 mln ludzi na świecie jest zakażonych według oficjalnych statystyk Johns Hopkins University. Na pierwsze miejsce smutnej klasyfikacji wysunęły się Stany Zjednoczone, gdzie zarażonych jest już ponad 320 tys., zmarło 8,5 tys. i tylko w ciągu ostatniej doby padł rekord prawie 1500 ofiar. Hiszpania prześcignęła Włochy pod względem zakażeń – 130 tys. osób, a codzienny tamtejszy biuletyn śmierci przeraża: 12.418 zmarłych, 674 w ciągu ostatniej doby. We Francji 6,5 tys. ofiar i ponad 90 tys. zakażonych. Blisko 5 tys. ofiar w Wielkiej Brytanii, gdzie po raz pierwszy liczba zgonów w ciągu ostatnich 24 godzin przekroczyła tę we Włoszech i gdzie liczba chorych zbliża się do 50 tys.

Za moment Królowa Elżbieta II zaapeluje do swoich poddanych o „samodyscyplinę, cichą, ale pogodną determinację i empatię wobec innych”. Wydarzenie historyczne, gdyż do tej pory zrobiła to tylko trzy razy w okresie 68 lat panowania.

W USA szef publicznej służby zdrowia Jerome Adams, powtarzając za prezydentem Donaldem Trumpem, że w ciągu najbliższych tygodni „nastąpi wiele zgonów” i że „jest to niewiarygodna sytuacja, jakiej wcześniej nie widzieliśmy”, powiedział: „to będzie jak Pearl Harbor i 11 września”.

„Covid-19 to tylko coś więcej niż zwykła grypa” – z niedowierzaniem przypominam sobie, że jeszcze niecały miesiąc temu Trump tak mówił, a ludzie na Facebboku zastanawiali się, czy z tak błahego powodu należy odwoływać wakacje…

W tym roku nie będzie pięknych, wielkanocnych wakacji, jakie sobie zaplanowaliśmy… To będzie smutna Wielkanoc, przepełniona bólem i śmiercią. Nie wiadomo kiedy po tegorocznym Wielkim Piątku nadejdzie zmartwychwstanie…

Nie wiadomo jeszcze kiedy, ale na pewno to nastąpi… Odwagi. W końcu, kiedyś (choć nie wiemy jeszcze kiedy) wszystko będzie dobrze. Miejmy nadzieję, że jak najszybciej.

” Powrócą lepsze dni. Będziemy znowu razem z naszymi przyjaciółmi, będziemy znowu razem z naszymi rodzinami. Będziemy znowu spotykać się razem” – powiedziała w swoim historycznym orędziu królowa Elżbieta II.

Agnieszka Zakrzewicz

Pozdrowienia z czerwonej strefy / 30.03.2020

Poniedziałek, 30.03.2020 – To już 19 dzień domowej kwarantanny, która jest praktycznie zaostrzonym aresztem domowym. Przez chwilę nie mogłam sobie przypomnieć kiedy się zaczęła. Chyba 11 marca. Nie zaznaczyłam daty w kalendarzu, bo wydawało mi się, że to wszystko potrwa kilka dni i zaraz się obudzimy, jak z koszmarnego snu, by wrócić do normalności. Czas przecieka przez palce, bo to czas zawieszony. Czas bez czasu, który nie wiadomo kiedy się skończy, więc pozwalamy mu uciekać zbyt szybko. Przygotowałam sobie kilka książek. Czytam jednak mało. Jak się okazuje nie ja jedna. Trudno się skupić i nie myśleć o tym, co się dzieje naprawdę. Oprócz pandemii, żyjemy również w infodemii, polegającej na ciągłym poszukiwaniu i dzieleniu się informacjami (często nieważnymi lub nieprawdziwymi), jakby to mogło zmienić naszą kondycję zawieszenia i niepewności. Są i tacy, którzy w czasie zarazy lubią „fejkami” zatruwać wodę w studni.

Tak naprawdę wszyscy mamy tylko jedno zadanie. Zyskać na czasie. Kupić czas, by krzywa epidemiologiczna się wypłaszczyła na tyle, by nie doszło do zapaści systemu sanitarnego i dać czas nauce, aby znalazła jakieś antidotum. Na szczepionkę teoretycznie będziemy czekać od 12 do 18 miesięcy, choć pracuje nad nią dwadzieścia zespołów naukowców. Pózniej trzeba będzie zaszczepić całą ludzkość…

To nie film. Nie obudzimy się jutro i koronawirus zniknie, jak koszmarny sen. Tak nie będzie, choć wszyscy tego pragniemy.

Trzeci tydzień. Skończyły się śpiewy na balkonach i aktywność na Facebooku pełna nadziei. Kwarantanna stała się szarą rzeczywistością. To będzie najtrudniejszy i decydujący tydzień. Krzywa epidemiologiczna lekko drgnęła i nie pędzi jak szalona w górę. Ale jeszcze nie spada. Trzeba dalej czekać i siedzieć w domach. Nie mam już siły liczyć zmarłych i zakażonych. Dziś odeszło kolejnych 812 osób. Italia opłakuje swoich 11.591 zmarłych na Covid-19. Ponad 101 tys. zarażonych. Wiemy, że to tylko szczyt góry lodowej.

Niektórym brakuje pieniędzy na jedzenie. Na południu kraju ktoś kupił kilka podstawowych produktów i podjechał z wózkiem do kasy. „Nie mam. Wezwijcie karabinierów i aresztujcie mnie. Muszę coś jeść, a nie mam czym zapłacić”. Pierwsze incydenty przed sklepami. Sporadyczne, ale pokazują jak wzrasta temperatura.

Premier Włoch, Giuseppe Conte ogłosił w sobotę zatwierdzenie nowego pakietu środków, które mają pomóc osobom najbardziej dotkniętym finansowo z powodu epidemii w kraju. 4 miliardy euro zostaną przekazane burmistrzom, aby mogły jak najszybciej i z uproszczeniem biurokracji dotrzeć do tych, którzy zostali bez środków do życia. 400 mln euro zostanie rozdane w postaci bonów zakupowych lub paczek żywnościowych. Na Facebooku rozpoczęto akcję: „Jeśli nie masz naprawdę na jedzenie, daj znać. Podzielę się z Tobą zakupami.” Na ławkach zostawia się reklamówki z artykułami spożywczymi dla potrzebujących. Starsza pani zamknięta w domu głodowała od kilku dni. Zadzwoniła na policję, mundurowi zrobili zrzutkę i przywieźli jej paczkę. Włosi są narodem empatycznym i solidarnym, przyzwyczajonym do pokonywania trudności w sposób kreatywny, i to zawsze pozwoliło im przetrwać. Człowiek biedny, w prawdziwej potrzebie chce zachować godność, nawet za cenę głodu.

Dekret „Cura Italia” będący włoską „tarczą antykryzysową” powinien zostać wdrożony na dniach. Wiadomo jednak, że między teorią i praktyką jest zawsze długa droga, wybrukowana biurokracją. 25 miliardów euro to kropla w morzu potrzeb, aby przetrwać kryzys koronowirusa i nie dopuścić do zapaści gospodarczej. Część krajów Unii Europejskiej nie chce słyszeć o propozycji włosko-hispańsko-francuskiej utworzenia specjalnego funduszu ekonomicznego dla ratowania gospodarek państw najbardziej dotkniętych pandemią i emisji obligacji „Coronavirus bond”. Rodzaj planu Marshalla dla Unii Europejskiej, która na pewno doświadczy głębokiej recesji, jeżeli nie wpompuje natychmiast gotówki do obiegu krajów najbardziej chorych. Po opanowaniu pandemii może nie być już co ratować. Zarówno jeśli chodzi o gospodarki poszczególnych krajów, jak i o wspólną Europę. Decyzje trzeba podejmować szybko. „Jeżeli UE nie okaże się solidarna w takim momencie, wygrają nacjonaliści” – powiedział premier Conte. Tymczasem na Węgrzech parlament przyznał Viktorowi Orbanowi pełną władzę, bez ograniczeń czasowych. Tym, którzy rozpowszechniają błędne lub szkodliwe informacje o epidemii i o tym, jak władza z nią walczy, grozi do pięciu lat więzienia. No i mamy pierwszy zamach na demokrację z pomocą koronawirusa. Kto następny? Miejmy nadzieję, że świat wyzdrowieje z Covid-19 zanim na dobre zaatakuje go wirus dyktatur.

Trzeci tydzień. A w zasadzie już czwarty. Psycholodzy ostrzegają, że to jeden z najtrudniejszych momentów. Ludzie uwięzieni w domach (choć w pewnym stopniu dobrowolnie), przerażeni (tym, co dzieje się wokół nich i o czym informują media), osamotnieni, odizolowani, przestraszeni (tym, co przyniesie jutro i przyszłość), zapadają na depresję. To normalne. Fizjologiczne. Jak podała agencja AdnKronos – 78% osób we Włoszech przeżywa kwarantannę jako opresję i ma napady strachu lub nawet paniki. Tylko 7% określa to jako pozytywną okazję dla samorozwoju. 27% boi się wyjść z domu, by się nie zarazić. 61% boi się, że kwarantanna będzie przedłużana w nieskończoność i nie wiadomo kiedy się skończy. Tylko 23% osób potrafi znaleźć czas dla siebie i zająć się czymś relaksującym.

Ludzie reagują w dwojaki sposób. Niektórzy się zamykają i szukają wewnętrznego spokoju. Nie dzwonią do innych, gdyż rozmawia się tylko o koronawirusie i lęku przed przyszłością, co ich jeszcze bardziej pogrąża. Inni prowadzą intensywne życie społeczne lub wspólnotowe z pomocą technologii. Duża cześć osób śledzi obsesyjnie media społecznościowe, wpadając w stalaktywizm (rozsyłanie do innych memów, alarmujących wiadomości, filmików, ecc). Są tacy, którzy organizują przez skypa i inne programy, aperitify, wspólne kolacje przy świecach, niedzielne obiady, spotkania w grupach. Jest to dość trudne i czasami męczące. Nie ma to jak niedzielny obiad przy wspólnym stole. W mediach krąży zdjęcie pary staruszków, sąsiadów, którzy przerzucili przez balkon deskę, nakryli ją obrusem i zjedli wspólny obiad, zachowując bezpieczną odległość i respektując areszt domowy.

Ekstrawertycy wyładowują swój strach przed samotnością poprzez transmisje na żywo na Facebooku. W tych czasach wszyscy mają coś do powiedzenia. Introwertycy czują opresję gadających głów, które rzucają się na nich, ilekroć wezmą do ręki telefon. Niestety, prawie wszyscy, zamiast poczytać książkę – jeżdżą palcem po Facebooku, co już samo w sobie jest źrodłem silnego niepokoju.

Strach. Nie ma czego ukrywać. Boją się wszyscy, mniej lub bardziej panicznie. U jednych stan lękowy przychodzi przed snem, u innych rano, w czasie snu. Sny pandemiczne… tak – to będzie doświadczenie wspólne dla wszystkich, którzy niezależnie od szerokości geograficznej przeżyli atak koronowirusa. Wszyscy znajomi, z którymi rozmawiałam w rożnych krajach mieli już sny pandemiczne. „Śniło mi się, że zamknięto mnie na kwarantannę”, „Śniło mi się, że poszłam do sklepu i nie miałam pieniędzy, aby zapłacić za zakupy”, „Śniło mi się, że człowiek chory na koronawirusa uciekł z kwarantanny i biegał po ulicy, a policja próbowała go złapać”, „Śniło mi się, że założyli mi kask na głowę i nie mogłam oddychać”, „Śniło mi się, że mnie zaintubowali i już nigdy się nie obudziłam. Na szczęście jednak był to tylko sen”, „Śniło mi się, że człowiek przyszedł do sklepu bez maseczki i nie zachowywał bezpiecznej odległości”, „Śniło mi się, że nie mogłam wyjsć z domu”, „Śniło mi się, że wprowadzili stan wyjątkowy i wojsko wyszło na ulice”, „Śniło mi się, że chodziłem po ulicy z żelazną kulą u nogi”, „Śniło mi się, że uprawiałam seks w masce i rękawiczkach”, „Śniło mi się, że paliliśmy skręta i dopiero później uświadomiłem sobie, że przecież oni mogą mieć koronowirusa”, „Śniło mi się, że piliśmy z jednego kieliszka.”.

Uff… Tej nocy na szczęście nie miałam snów pandemicznych. Śniło mi się tylko, że goniły mnie dinozaury.

Jeżeli nie mieliście jeszcze pandemicznego snu, najprawdopodobniej wcześniej, czy pózniej przyjdzie. To tylko kwestia czasu. I może prześladować was do końca życia. Nie ma się czemu dziwić. Przeżywamy zbiorowy szok, amplifikowany przez media – fenomen, którego ludzkość do tej pory nie znała.

Najgorzej kwarantannę przechodzą dzieci, zamknięte już tyle czasu w domu. Nie wypuszcza się ich na ulicę, gdyż trudno je powstrzymać i wytłumaczyć im, aby nie bawiły się z innymi dziećmi, i nie dotykały niczego. Po powrocie, mogłyby zarazić dziadków. Najtrudniej jest wytłumaczyć dzieciom, aby się nie przytulały i nie lgnęły do bliskich. Scena, na której ojciec lekarz odmawia córce wzięcia jej na ręce i każe jej zachować odległość, podczas gdy mała płacze, oddaje najlepiej wymiar zbiorowej tragedii jaka dotknęła nas wszystkich. Dzieci bez słońca, powietrza i swoich rówieśników więdną jak kwiaty. Mamy nie mogą przy nich płakać. Płaczą po cichu w nocy.

Sąsiedzi z góry zabarykadowali się w domu. Tata, mama, dwoje dzieci i babcia. On drobny biznesmen, żyjący z handlu. Większość czasu leży patrząc w sufit. Trudno nie myśleć o przeszłości, nad którą kłębią się czarne chmury.

Już wkrótce (przed 4 kwietnia), premier Conte ogłosi najprawdopodobniej nowy dekret, który przedłuży czas kwarantanny przynajmniej o kolejne dwa lub trzy tygodnie. Wielkanoc spędzimy w areszcie domowym oglądając w telewizji transmisję z pustego placu św. Piotra, z papieżem Franciszkiem celebrującym samotnie misterium Zmartwychwstania. Wcześniej, w Wielki Piątek odbędzie się droga krzyżowa. Będzie to jedno z najbardziej symbolicznych wydarzeń naszych czasów.

W mediach opublikowano dziś pierwsze prognozy dotyczące zakończenia się stanu epidemiologicznego we Włoszech, w różnych regionach. Rzym może stanie się ponownie miastem otwartym około 16 kwietnia. Lombardia będzie musiała poczekać przynajmniej jeszcze tydzień. Niestety otwarcie nie będzie miało smaku wielkiego zwycięstwa, jak to bywa po wojnach, kiedy wszyscy wylegają na ulicę i wpadają sobie w ramiona. Najpierw otworzą najważniejsze sektory gospodarcze i do pracy pójdą osoby poniżej 60 roku życia i kobiety. Ruszy transport i ludzie będą mogli się przemieszczać. Otworzą sklepy i restauracje. Rok szkolny zakończy się jak zawsze egzaminami i maturą, ale nie wiadomo jeszcze kiedy uczniowie powrócą do klas, może w maju. Z opóźnieniem przyjdzie czas na salony kosmetyczne, fryzjerów i wszystkie te branże, w których człowiek ma bliski kontakt z drugim człowiekiem. Na końcu otworzą teatry, kina i muzea, a jeszcze pózniej ruszą imprezy masowe: festiwale, targi, manifestacje sportowe. Kiedy zaczniemy latać na wakacje do innych krajów, nie wiadomo.

Będziemy wychodzić z domów powoli, nieufnie, z maskami na twarzach. Dystans społeczny zachowamy jeszcze przez długi czas. Miejmy nadzieję, że nie do końca życia…

Tymczasem patrzę jak życie budzi się powoli w prowincji Hubei i w mieście Wuhan. Zaczęły jeździć pierwsze pociągi. Otworzono pierwsze sklepy i galerie handlowe. Ludzie wychodzą na ulicę. Niektórzy tańczą, inni płaczą ze szczęścia.

Nie mogę sobie jeszcze wyobrazić jak to będzie u nas…

Agnieszka Zakrzewicz